niedziela, 29 grudnia 2013

Prolog

W poszukiwaniu miłości

Lubię cmentarze. Zawsze panuje tu taka cisza. Racja, zdarza się, że ktoś się pokłóci, pies zaszczeka, dziecko rozpłacze, ale zazwyczaj panuje spokój. Najbardziej lubię przychodzić tutaj wieczorem albo z samego rana. Rzadko jest wtedy ruch. Niebo jest ciemne, wieje chłodny wiatr, a człowiek ma mnóstwo czasu żeby pomyśleć.

Dwa lata temu umarła moja matka. Było to dla mnie ogromnym ciosem. Ojciec zostawił mnie kiedy miałem 5 lat. Tylko mamie mogłem ufać i tylko ona mnie kochała. Ojca nie widziałem już nigdy więcej, ale nie żałuję. Mama zawsze wspierała mnie w trudnych chwilach i pomagała mi podejmować decyzje. To dzięki niej jestem tym, kim jestem.
Jej śmierć była dla mnie ogromnym szokiem. Nie mogłem pogodzić się z tym, że odeszła. Przez wiele miesięcy leżałem w łóżku wpatrując się w sufit. W końcu jednak pogodziłem się z jej odejściem, wciąż jednak pozostał ból i pustka.

Mówią, że jestem najlepszym skoczkiem. Mam pełno zwycięstw na koncie i wiele razy stawałem na podium. Tak było do Jej śmierci. Od tamtej pory omijałem wszystkie treningi. Przestałem nawet oglądać skoki w telewizji. Nie byłem na żadnej skoczni od dwóch lat, nie brałem udziału w żadnym konkursie. I nie spodziewałem się, że coś się zmieni.
Nie spodziewałem się, że spotkam Ją. Była wspaniała. Była jak iskra. Iskra nadziei. Polubiłem ją od pierwszej chwili. Miała w sobie coś, co ciągnęło mnie do niej. A ona wcale nie zważała na mój widok, lecz na to co było wewnątrz mnie. I to w niej kochałem. Zapaliła w moim sercu wiarę, wiarę że może być lepiej. I było.

Z dedykacją dla tobie Sylwia! Bo dzięki tobie pokochałam skoki, Pieszczoszka, Aniołka. Jesteś wspaniała!
Trzeba się przyzwyczaić, że ja długo nie piszę. A dodaje, bo chyba początek TCS na mnie tak wpłynął <3