wtorek, 28 stycznia 2014

Czwarty, w którym rozumie wiele rzeczy

Powoli moje życie wracało do normy. Rano biegałem z Morgim. Czasem chodziliśmy razem na siłownię. Trzeba w końcu dbać o formę, nie?
Zaprzyjaźniliśmy się z Manuelem. To fajny chłopak, który pobłądził, ale się podniósł. Biorę z niego przykład. Ostatnio zacząłem nawet spotykać się z resztą chłopaków, jednak wolałem towarzystwo Thomasa.
Robił wszystko żeby mi pomóc. Pomagał sprzątać, gotować, prać, prasować, chodził ze mną na zakupy. Ale i tak najważniejsze było to, że był. Tak po prostu. Z czystego, ludzkiego serca. Nikt przecież go do tego nie zmuszał. Sam to robił. Był jak brat. Straszy, kochający brat. I właśnie takiego brata było mi trzeba.
Zawsze byłem jedynakiem. Nie wiem czy się z tego cieszyłem, czy nie. Miałem mamę, która wystarczała mi za całą rodzinę. Która kochała i opiekowała się jak największym na świecie skarbem. Była Aniołem. Prawdziwym aniołem, który znosił poobdzierane ubrania po bójce. Który chodził w mojej sprawie do dyrekcji i zawsze mnie pilnował. Tak. Nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo jak jej. I starłem się być jak najlepszy. Dla niej. Bo to ona pomogła mi osiągnąć to wszystko, co osiągnąłem.
I teraz po wielu latach, patrząc na Thomasa, dochodzę do wniosku, że jednak brakowało mi brata. Brakowało mi jego troski, pomocy i krzyków kiedy było trzeba. Od początku kiedy poznałem Morgiego wiedziałem, że on będzie tym, który mi pomoże. I teraz wiem, że mój Morgi, mój brat, pomoże mi podnieść się z dołka.

Pierwszy raz od pogrzebu matki odważyłem się pójść na jej grób. Towarzyszył mi mój straszy brat, który przecież też traktował ją jak własną matkę. Bo przecież i on spędził wiele czasu pod jej skrzydłami.
Klęknąłem przy grobie. Na początku wpatrywałem się w jej zdjęcie. Wesoła i uśmiechnięta jak zawsze. Po kilku minutach zaczęliśmy z Morgim sprzątać. Kiedy już oczyściliśmy cały grób i powyrzucaliśmy wszystkie kwiatki ponownie klęknąłem przy ziemi.
Położyłem nowe kwiaty. Zapaliłem nowe znicze. I wstałem. Staliśmy tak razem z Thomasem wpatrując się w ciszy w to, co zrobiliśmy. Na czysty, zadbany grób matki. Morgi spojrzał na mnie. Lekkim skinieniem głowy dałem mu znak, że możemy wracać.
Odetchnąłem świeżym powietrzem i uśmiechnąłem się do Thomasa. We dwóch wszystko wydawało się być łatwiejsze.

Jeszcze kilka razy chodziłem tak w towarzystwie Thomasa. Potem zacząłem chodzić sam. Z czasem stało się to moim nawykiem. Rano biegałem z Morgim, a gdy go nie było to sam, potem brałem prysznic i szedłem na jej grób. Taka niema umowa. Że ja się ogarnę, a ona uśmiechnie się z nieba.

wtorek, 21 stycznia 2014

Trzeci, w którym zostają bohaterami i... przyjaciółmi

Było tak jak myślałem. Następnego dnia wszystkie gazety prześcigały się w wymyślaniu nieprawdopodobnych historii, o tym jak uratowałem tonącego chłopaka.
- A patrz tu!- powiedział Thomas pokazując mi gazetę.- " Gregor Schlierenzauer, lat 23 wspaniały skoczek narciarski, uratował topiącego się chłopaka. O mały włos a sam by się utopił."
- E! To nic. Słuchaj tego. "Schlieri ratuje młodego chłopaka, sam tracąc przy tym sprawność w lewej ręce. Czy młody skoczek będzie dalej skakał?"
- Szukają jednocześnie przyczyn, z jakich nie skaczesz.
- Wiem. To aż zabawne. Co ja im takiego zrobiłem, że tak się mnie czepiają? Mogliby uczepić się ciebie.
- Czekaj! O mnie też jest- pokazał z dumą.
" Gregor i Thomas ratują samobójcę.
Młody chłopak postanowił skończyć ze swoim życiem w tragiczny sposób. Jednak jego plany pokrzyżowało dwóch austriackich skoczków. Gregor Schlierenzauer i Thomas Morgenstern wyciągnęli topiącego się chłopaka z jeziora w Fulpmes."
- Kto by pomyślał- pokręciłem głową.- Zrobiliśmy z siebie bohaterów. I co my teraz zrobimy?
- Będziemy cieszyć się sławą!- wykrzyknął Morgi ze śmiechem.
- Ty uważaj, żeby ci do głowy nie uderzyła- pogroziłem mu palcem.
Nagle zadzwonił dzwonek. Spojrzeliśmy po sobie mając nadzieję, że to nie żaden fotoreporter. Podszedłem do drzwi i spojrzałem przez wizjer. Za drzwiami stał jakiś chłopak.
- Dzień dobry. O co chodzi?- zapytałem uprzejmie.
Za mną pojawił się Morgi.
- Dzień dobry. To mnie wczoraj uratowaliście z jeziora. Przyszedłem wam podziękować.
- Ach to pan! Proszę, niech pan wejdzie.
Dopiero teraz mu się przyjrzałem. Miał ze dwadzieścia parę lat. Jasne, krótko ścięte blond włosy i jasno błękitne oczy. Na samobójcę na pewno nie wyglądał.
- Jestem wam bardzo wdzięczny. Jestem Manuel. Manuel Poppinger.
Przez chwilę trwała między nami cisza. Obaj byliśmy zdziwieni. Ja i Tommy wymieniliśmy się zdziwionymi spojrzeniami. Znaliśmy to nazwisko. On też był skoczkiem, jednak nigdy go nie widzieliśmy. Owszem, słyszeliśmy o nim, jak o każdym nowym, ale nigdy go nie spotkaliśmy.
- Wiem, co sobie myślicie. Że chciałem zdobyć sławę i stać się znanym skoczkiem narciarskim. Ale to nie prawda. Nie chciałem wam robić problemów, ale tak wyszło, że akurat się pojawiliście. Kiedy leżałem w szpitalu byłem zły, że mnie wyciągnęliście, ale potem zrozumiałem, że miałem wielkiego farta, że tam byliście. Dzięki.
- Więc dlaczego to zrobiłeś?
- Sam nie wiem. Wtedy myślałem, że wszystko będzie łatwiejsze. Mam problemy. Ostatnio nic mi nie wychodzi, źle się czuje i chyba popadam w depresję. Teraz wiem, że więcej bym tego nie zrobił, ale wtedy to było jedyne wyjście. Nie nadaje się do niczego. Jedyną osobą, która byłaby mnie w stanie zrozumieć jest siostra, ale ona wyjechała na kilka dni.
- Spokojnie. Przecież wystarczy, że sam w siebie uwierzysz. No nie wiem, na pewno da się to jakoś zrobić bez większego skandalu- powiedziałem spoglądając na Morgiego.
- Ale źle zrozumieliście! Ja już całkowicie w siebie wierzę. Dzięki tej całej sytuacji zrozumiałem jaki byłem głupi. Mam małe problemy ze snem, ale na pewno już sobie poradzę. Dzięki wam jeszcze raz. Gdyby nie wy to...
- Daj spokój. Tak w ogóle to jestem Gregor.
- A ja Thomas.
- Manuel. Miło mi was poznać.
Z Manuelem fajnie się rozmawiało. Chłopak był wesoły i inteligentny. Bardzo zabawny i miły. Zaprzyjaźniliśmy się. Skoczek też z niego niezły. Ponoć idzie mu coraz lepiej. Jestem pewien, że niedługo będzie tak dobry jak Morgi albo inni z naszej ekipy.
W końcu obaj koledzy opuścili mój dom, przedtem pomagając mi posprzątać. Cieszę się, że Poppi dołączył do naszej ekipy.


Bardzo, bardzo was przepraszam za to na górze! Wszystko układa się nie po mojej myśli. Ale jeszcze trochę i zmieni się na właściwy obrót. Gorąco pozdrawiam! :*

wtorek, 14 stycznia 2014

Drugi, w którym uświadamia sobie ile czasu zmarnował

Stałem tak jeszcze dobrą chwilę. Płatki śniegu spadały mi na twarz. Czułem się wspaniale. Tego nie dało się opisać. Czułem się jakbym zostawiał część siebie gdzie indziej, a druga wciąż przy mnie stała. Nagle zrozumiałem, ile czasu zmarnowałem na leżeniu i wpatrywaniu się w sufit. Nie mieściło mi się to w głowie.
- A nie mieliśmy iść?- zapytał Thomas.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
Śmiech... Kiedy ja ostatni raz się śmiałem? Dwa... Trzy... Cztery miesiące temu? Wydaje się to być tak odległe. A wystarczył tylko on. Thomas, który zawsze był i zawsze mnie wspierał. Odwróciłem się do niego z ulgą i wdzięcznością wypisaną na twarzy. Uśmiechnął się. Jak dobrze mieć go przy sobie!
W końcu ruszyliśmy po parku. Fulpmes zimą było przepiękne! Wszędzie leżała gruba warstwa śniegu i lodu. Wokół nas skakały płatki śniegu tworząc nowe zaspy śnieżne. Powoli zapalały się latarnie sprawiając miasto jeszcze piękniejsze niż dotychczas. Zdałem sobie sprawę, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Dotarliśmy na górkę, z której widać było całe miasto. Usiedliśmy na zimnym śniegu, ignorując fakt, że się przeziębimy. Sportowcy są przyzwyczajeni do ciężkich warunków. Teraz liczyło się tylko to, że mogłem podziwiać moje miasto u boku najwspanialszego przyjaciela, jakiego świat widział. Mogłem wspominać chwile kiedy razem odkryliśmy to miejsce, kiedy leżeliśmy tu w wiosnę snując plany na swoje życie, opowiadając sobie przerażające historie kiedy rozbiliśmy tutaj biwak. Uśmiechnąłem się do swoich wspomnień. Wiem, że Morgi też się uśmiechał. Odwróciłem się do niego.
- Dobrze mieć takiego przyjaciela jak ty, dziękuje.
- Przestań- zmieszał się.- Ty na moim miejscu zrobiłbyś to samo.
- Kocham twoją skromność, wiesz?
Powiedziawszy to wybuchnąłem śmiechem. Morgi zawtórował mi i śmialiśmy się tak jeszcze dłuższy czas.
- Nie uważasz, że strasznie zimno w tyłek?- zapytał kiedy leżeliśmy wpatrując się w gwiazdy.
- Idziemy?- zapytałem odwracając głowę w jego kierunku.
Jak na komendę zerwaliśmy się z ziemi i zaczęliśmy zbiegać z góry. Thomas przewalił się, a ja na niego.
- Ała! Moja głowa- jęknął.
- Wstawaj, bracie- powiedziałem wyciągając do niego rękę.
Powoli do włóczyliśmy się do mojego domu. Tam zrobiłem nam herbatę i usiedliśmy obok siebie na kanapie.
- Ściągaj te mokre ciuchy- rzuciłem do przyjaciela.
- A mogę zostać na noc, bracie? Bo łeb mi pęka- powiedział patrząc na mnie błagalnie.
- Dla ciebie wszystko.
- Bracie- dodał po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
W końcu jednak uspokoiliśmy się i przestaliśmy się śmiać. Oglądając film zasnęliśmy na kanapie.

Następnego dnia ponownie wyszliśmy na spacer. Tym razem było to południe. Zjedliśmy śniadanie przygotowane przez Mistrza Morgensterna i ubraliśmy ciepłe kurtki. Tym razem ruszyliśmy w stronę stawu. Z daleka zobaczyliśmy dużą grupkę ludzi pokazujących palcami na jezioro. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem to, co oni. Topiącego się człowieka. Razem z Morgim rzuciliśmy się biegiem w tamtą stronę.
Bez zastanowienia zostawiłem Thomasa na lądzie i zacząłem czołgać się po lodzie. Cierpliwie przesuwałem rękę za ręką, nogę za nogą. W końcu po czasie, który wydał mi się być wiecznością, dotarłem do topiącego się chłopaka. Powoli wyciągnąłem go spod lodu i wycofałem się.
Na brzegu Morgi pomógł mi wejść na brzeg razem z chłopakiem. Po chwili zauważyłem, że chłopak jest nieprzytomny więc zacząłem reanimację. Dobrze, że jeszcze coś zostało mi w głowie z tej pierwszej pomocy. Po chwili chłopak zaczął wypluwać wodę i krztusić się. Żył. Odetchnąłem z ulgą, a wtedy wokół rozległy się brawa. Rozejrzałem się dookoła ze zdziwieniem. Najgłośniej bił Thomas. Uśmiechnąłem się. Wziął mnie w ramiona.
- Byłeś świetny.
Chwilę potem karetka zabrała chłopaka do szpitala, a ja mogłem wrócić do domu i się przebrać.


Tak, tak wiem. Wyszło okropnie, beznadziejnie i jeszcze inne słowa, które wyleciały mi z głowy. Następny będzie lepszy- obiecuję!
Wspaniała pani od fizyki poddała mi pomysł z utopieniem chłopaka. Jakie to miłe!

wtorek, 7 stycznia 2014

Pierwszy, w którym postanawia żyć dalej

Obudziłem się z bólem głowy i mdłościami. Przesadziłem. I wiedziałem o tym. Powoli zwlokłem się z łóżka, ale mdłości się nasiliły. Pobiegłem do łazienki. Kiedy skończyłem postanowiłem się ogarnąć. Wziąłem prysznic, zjadłem śniadanie i ubrałem się.
A potem znowu położyłem się do łóżka. Po suficie chodził pająk. Mały i bezbronny. Przez chwilę przyglądałem się jak przebiera swoimi małymi nóżkami i buduje sieć na suficie. Był lepszy ode mnie. Ja tylko leżałem i użalałem się nad sobą, a on wciąż walczył o przetrwanie. Zdenerwowałem się i zepchnąłem go z sufitu.
Miałem dosyć tych myśli. Od kilku dni wciąż kłębiły mi się w głowie. Że powinienem wstać, że za długo już tak leżę. Że powinienem przestać użalać się nad sobą. Że powinienem żyć.
"- Przestań narzekać- zganiłem się w myślach.- Wiele ludzi ma gorzej od ciebie. Niektórzy nie mają co jeść, nie mają gdzie spać, a ty użalasz się nad sobą jakbyś był opuszczony przez cały świat."
Nie była to prawda. Wielu przyjaciół, wiele krewnych chciało mi pomóc. Ale ja nie chciałem ich pomocy. Nie potrzebowałem ich.
"- Jasne, że potrzebujesz głupcze! Sam nigdy się nie podniesiesz. Będziesz płakał nad swoim losem aż sam zginiesz!"- odezwał się gdzieś w głębi cienki głosik.
"- Wcale nie!- zaprzeczyłem sam sobie, chociaż znałem prawdę.- Straciłem matkę. Nie mam nikogo więcej. Ona była najważniejsza"
"- Jasne, a ci wszyscy, którzy tu przychodzili? Myślisz, że im na tobie nie zależy? Przynajmniej jeden twój przyjaciel wciąż próbuje. Inni chyba stracili nadzieję. Z resztą jak ty"- głosik znowu się odezwał.
Poderwałem się z łóżka i zacząłem ciężko oddychać. Nawet w spokoju nie można poleżeć, bo jakiś mądrala odzywa się w tobie. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Z irytacją poszedłem do drzwi. Nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać. Otworzyłem drzwi z zamachem.
Tak jak myślałem. W drzwiach stał On. Thomas Morgenstern. Mój najlepszy przyjaciel ze skoczni. Tylko on jeden wciąż przychodził i był ze mną. Nie obchodziło go co mówię i myślę, on po prostu był.
Przepuściłem go w drzwiach. Wszedł i rozgościł się. Zdjął kurtkę, buty i nalał sobie szklankę wody. Potem usiadł koło mnie na kanapie. Nie odzywał się. Tak właśnie spędzaliśmy czas. Potrafił siedzieć obok mnie przez cały dzień i... milczeć. Nie irytował mnie. Po prostu był. Jak na dobrego kumpla przystało.
Rozejrzał się dookoła. Moje oczy powędrowały za jego wzrokiem.
- Musimy posprzątać- powiedział tylko i wstał z kanapy.
I nagle zrobiło mi się wstyd. Wszędzie leżały butelki po piwie, winie, opakowania po mrożonkach i puszki po konserwach. Wziął jedną i odwrócił się ze zdziwieniem na twarzy.

- Tym się teraz żywisz? Trzeba zrobić ci porządny obiad.
I nagle wziął do ręki torbę, z którą przyszedł, a której ja nie zauważyłem. W milczeniu wyciągał z niej przyprawy, warzywa, kurczaka i sosy. Nie przestawał mnie zadziwiać. Bo niby skąd on wiedział, że będę potrzebował obiadu? Chociaż chyba każdy o tym wiedział. A Thomas tym bardziej.
Kiedy w końcu skończyliśmy z przygotowywaniem i jedzeniem ponownie usiedliśmy na kanapie.
A potem Thomas złamał zakaz, który mu dałem. Zaczął mówić o skokach. O chłopakach, którzy tęsknią, ale cieszą się, że mogą się wykazać, o fankach, które wciąż mnie szukają, o trenerze, który się niepokoi. Mówił o świetnej formie Polaków, o Thomasie Dietharcie, który ostatnio coraz lepiej sobie radzi, a potem o sobie. A kiedy mówił poczułem się jakbym tam był. Jakbym to ja stawał na podium obok przyjaciela, Ammanna i Thomasa. I chyba w końcu poczułem się odprężony.
- No i wiesz, wygrał cały Turniej Czterech Skoczni. Ma chłopak szczęście- mówił Thomas uśmiechając się.
- Morgi?- zapytałem z nutą niepewności w głosie. Chyba ją wyczuł. Spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.- Chciałbyś się przejść?
Przez chwilę pozostawał w lekkim szoku, jednak po chwili uśmiechnął się szeroko i poderwał z kanapy. Chwilę potem usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. No tak... Morgi tak się zaangażował, że rozwalił mój jedyny kieliszek. Spojrzał na mnie z winą w oczach. Roześmiałem się.
- Chodź! Potem to posprzątam.
I kolejna rzecz, która mnie zadziwiła. Szybko założyłem buty i kurtkę i zamknąłem drzwi. Prawie że wybiegłem z bloku. To było to. Poczułem zimny powiew wiatru na twarzy. Dlaczego ja wcześniej tego nie zrobiłem?


I udało mi się coś naskrobać. Nasi Polacy lecieli ładnie, ale w pierwszej serii. Ale i tak ładnie się spisali <3 I chyba nie wyszło takie krótkie.