wtorek, 25 marca 2014

Jedenasty, w którym rozmyśla nad swoimi uczuciami

Moje treningi szły coraz lepiej. Cały czas odczuwałem radość z tego, co robię. Czułem się szczęśliwy. Reszta chłopaków chyba też odczuwała swojego rodzaju radość. Wciąż się starali, ale znowu to ja dostawałem największy wycisk. Oni mogli wyluzować. Pasowało im to. I mi też.
Z treningu wracałem jak zawsze z Emmą. Nasze relacje wyglądały naturalnie: przyjaźniliśmy się. Ona zdawała się być zadowolona z takiego obrotu sprawy. A ja? Ja zrozumiałem, że ją kocham. Zarówno miłością przyjacielską jak i miłością prawdziwą. Wpadłem. Zakochałem się na zabój. A jeśli ją kocham to zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa. Jeśli nie ze mną, to trudno. Zależy mi na niej. Cholernie mi zależy.
Szliśmy alejką w parku wesoło rozmawiając, kiedy podeszła do nas... Vanessa. Siłą woli powstrzymałem się od wywrócenia oczami. Ona była zakończonym etapem w moim życiu. Tak właściwie to nigdy jej nie kochałem. Po prostu podobała mi się. Zrozumiałem, że leciała tylko na moją kasę. Kiedy się załamałem i skończyłem karierę, ona odsunęła się ode mnie mówiąc, że "nie pasujemy do siebie".
Podeszła do nas z promiennym uśmiechem, całkowicie ignorując Emmę. Przytuliła się do mnie i pocałowała w policzek.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Chyba nie. Byłaś na imprezie u Hayboecka. Widziałem cię.
Roześmiała się. Emma stała obok z zainteresowaniem przyglądając się dziewczynie. Vanessa spojrzała na nią przelotnie.
- Mogłabyś zostawić nas samych?
Emma już otwierała usta żeby odpowiedzieć, ale dostrzegła moje błagalne spojrzenie. Uśmiechnęła się słodko do Vanessy i spojrzała na mnie.
- Skarbie? Możemy już iść? Słabo się czuje- powiedziała Emma łapiąc się za głowę.
Z udawanym przestrachem złapałem mdlejącą przyjaciółkę i objąłem ją ramieniem.
- Przykro mi. Muszę już iść- powiedziałem przepraszając byłą dziewczynę.
Spojrzałem na jej wściekłą twarz i odeszliśmy razem z Emmą. Obejmowałem ją jeszcze przez jakiś czas, zanim nie powiedziała, że Vanessa zniknęła z pola widzenia.
- Gregor? Chcesz porozmawiać?- zapytała mnie patrząc w moje oczy z wyraźną troską.
Westchnąłem cicho i pociągnąłem ją za sobą na ławkę.
- To była moja była, Vanessa. Byłem z nią prawie dwa lata. Nie kochałem jej. Po prostu... Nie chcę żebyś sobie źle o mnie pomyślała, ale podobała mi się. A ja potrzebowałem uczucia. Potrzebowałem miłości. Może nie byliśmy ze sobą szczęśliwi, ale było nam ze sobą dobrze. Kiedy przestałem skakać i zarabiać pieniądze zostawiła mnie. Właśnie wtedy kiedy jej potrzebowałem... Żałosne, nie? Biedny, porzucony skoczek narciarski. Tak mogłyby brzmieć nagłówki gazet.
- Nie użalaj się nad sobą. Nie była ciebie warta. Poleciała na kasę.
- Dzięki. W twoich ustach brzmi to jeszcze żałośniej- powiedziałem z ironią.
- Gregor, posłuchaj...- powiedziała biorąc mnie za rękę. Mimowolnie spojrzałem jej w oczy.- Jesteś kimś znaczenie lepszym niż zwykły, bogaty skoczek narciarski. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Tylko jeszcze nie docenionym. Ale na pewno znajdzie się ktoś kto cię doceni. I pokocha. Tylko najpierw ty sam musisz się zaakceptować. Rozumiesz?
Patrzyłem jej w oczy. W te piękne, brązowe tęczówki. Widziałem w nich troskę i upór. Wyraźnie oczekiwała odpowiedzi. Otrząsnąłem się i pokiwałem głową.
- Dzięki Emma.
Uśmiechnęła się.
- Zawsze do usług.
Zbliżyłem się i nachyliłem, żeby ją pocałować, ale ona nagle wstała i wyciągnęła do mnie rękę.
- Chodźmy. Zimno się robi.
Podążyłem za nią. Co ja na to poradzę, że ona mnie nie kocha? Ale pomimo wszystko będę się starał. Nie pozwolę, żeby ktoś lub coś zniszczyło nasze relacje.

środa, 5 marca 2014

Dziesiąty, w którym spędzają ze sobą dużo czasu

Następnego ranka obudziłem się w sypialni Michiego. Obok mnie spał Michi i Morgi. Na łóżku leżały Emma i Maddy. Powoli, tak żeby nikogo nie zbudzić, zacząłem wstawać. Jednak Emma się przebudziła. Gestem nakazałem jej ciszę.
Po cichu wyszliśmy z pokoju.
- Gdzie idziesz?- powiedziała kiedy przechodziliśmy przez salon pełen pijanych skoczków.
- Pobiegać. Chcesz iść ze mną?
- Jasne!
Razem wyszliśmy do parku. Muszę przyznać, że Emma całkiem nieźle biegała. Doszło do tego, że zaczęliśmy się ścigać. Wygrałem, ale naprawdę niewiele brakowało. Z Emmą miło spędzało się czas. Zawsze mnie rozumiała i doceniała.
- Powtórka?- spytała mnie śmiejąc się.
- Nigdy w życiu!- powiedziałem łapiąc oddech.

 Postanowiłem, że nie będę wracał do Michiego, tylko od razu pobiegnę na cmentarz. Odwróciłem się do Emmy w celu powiedzenia jej tego, a wtedy usłyszałem nieśmiałe pytanie z jej ust.
- Mogę iść z tobą?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Właściwie to już raz była ze mną, a jej towarzystwo mi nie przeszkadzało. Więc dlaczego nie?
- Jasne. Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę cmentarza. Jak zawsze przystanąłem na chwilę, aby kupić znicz i kwiaty. Poprosiłem te, co zawsze i zostałem obdarowany tym spojrzeniem co zawsze. Poczułem, że Emma chwyta mnie za rękę. Odwzajemniłem więc uścisk i uśmiechnąłem się. Po chwili szliśmy pustą alejką w stronę grobu mojej matki.
Kiedy byliśmy już na miejscu Emma spojrzała na mnie niepewnie, jakby się obawiała, że zakłóci mój spokój. Objąłem ją więc ramieniem i pociągnąłem na ławkę.
Jak zawsze kiedy odwiedzałem Jej grób czas zdawał się stawać w miejscu. Tym razem też tak było. Wcale nie przeszkadzało mi towarzystwo dziewczyny, wręcz przeciwnie. Wydawać by się mogło, że czułem się znacznie lepiej na duchu kiedy siedziałem obok niej.
- Opowiedz mi o niej coś więcej- poprosiła.
Zacząłem mówić. W prośbie dziewczyny było coś takiego, co samo zachęcało do opowiadania. Kiedy patrzyłem w jej oczy wydawało mi się, że obok mnie siedzi młodsza siostra, która nie pamięta swojej matki, a bardzo by chciała. Emma oparła mi głowę na ramieniu i wsłuchiwała się w mój głos. Zdawałem sobie sprawę, że nie ma już nas bardzo długo, ale nie zawracałem sobie tym głowy. Obecność dziewczyny przy moim boku rozpaliła uczucia, które tłamsiłem w sobie od śmierci matki. Przede wszystkim chęć wygadania się komuś i potrzebę zrozumienia. Ona właśnie dawała mi to wszystko. Rozpaliła w moim sercu iskierkę radości, która zgasła dwa lata wcześniej.
W końcu jednak kiedy złapał nas głód, wstaliśmy. Odprowadziłem Emmę pod jej dom, a sam udałem się do siebie. Cały czas myślałem o połowie dnia, którą z nią spędziłem. Ona wzbudzała we mnie pozytywne emocje, które nie dawały się zastąpić niczym innym. A może wcale tego nie chciałem? Chciałem czuć, że komuś na mnie zależy. Że ktoś mnie wysłucha, pocieszy i zrozumie. Chciałem po prostu wreszcie stanąć na nogi. I powoli stawałem. Dzięki jej obecności.

Bardzo przepraszam za to powyżej ^^ Ale mam trzeci dzień szkoły i już mam dosyć :(