poniedziałek, 24 lutego 2014

Dziewiąty, kiedy oddaje pierwszy skok

W Sobotę mieliśmy kolejny trening. Emma przyszła do mnie rano i razem poszliśmy. Przez całą drogę wesoło rozmawialiśmy. Obiecałem sobie, że tym razem wezmę udział w treningu. Emma o nic nie pytała. Była pewna, że dam sobie radę.
Na początek trener kazał nam biegać dziesięć kółek. Nie za dobrze zacząłem, bo wszyscy byli weseli i Pointner kazał nam biegać jeszcze dziesięć. Na jego słowa Emma zaśmiała się.
A potem nadszedł czas kiedy wszyscy przebraliśmy się, wzięliśmy narty w ręce i poszliśmy na skocznię. Morgi podszedł do mnie i szepnął, że będzie dobrze. Łatwo mu było mówić. On cały czas skakał, ja miałem dwuletnia przerwę.
Thomas skakał pierwszy. Za nim Manuel, Stefan i reszta. Ja zostałem na koniec. Doskonale wiedziałem, że wszyscy na dole czekają na mój skok. Przypomniałem sobie uśmiech Emmy kiedy wspomniałem jej, że skoczę i usiadłem na belce.
To było wspaniałe uczucie. Czuć wiatr, tą adrenalinę. Na nowo powróciły wszystkie emocje i wspomnienia. Przywołałem w pamięci obraz mamy i ruszyłem. Dobrze wybiłem się z progu. Czułem to. Lekka koordynacja sylwetki i telemark. Szybko poszło. Wiem, że skoczyłem dobrze.
Chłopcy po kolei mi gratulowali. Potem podszedł do mnie trener.
- Witamy z powrotem, Schlierenzauer.
I uścisnął mi dłoń. A na samym końcu przytuliłem do siebie Emmę. Bo to wszystko dzięki niej. Teraz wiedziałem, że mam dla kogo skakać.

Po treningu poszliśmy na obiecaną imprezę do Michaela. Hayboeck z uśmiechem otworzył nam drzwi swojego pięknego domu i wręczył każdemu po butelce piwa. Spodziewałem się jakie będą skutki tej imprezy- pijana kadra Austriacka. Ciekawy widok.
Chłopacy uparli się, że porozwieszają wszędzie balony, więc musiałem im pomóc. Emma też się zaangażowała. Kątem oka widziałem jak wchodzi na krzesło i bierze od Fettnera serpentynę. A potem obok przebiegł Diethart i zepchnął ją z krzesła.
W ostatniej chwili udało mi się ją złapać. Z wdzięcznością pocałowała mnie w policzek. To było miłe. Postawiłem ją i poszedłem dalej pomagać chłopakom.
Wkrótce potem impreza się rozkręciła. Kraft i Diethart byli nieźle nawaleni. Po chwili do ich grupki dołączył też Loitzl. Mieli wspaniały pomysł żeby owinąć dom Michiego papierem toaletowym. Zaśmiałem się po cichu.
Tylko Morgi zachowywał umiar i dużo nie pił. Tak było na każdej imprezie. Pilnował nas. Ale sam pomagał chłopakom w ich głupich pomysłach. Drugą trzeźwą osobą był Michi. Poznał ładną, wesołą blondynkę i z zauroczeniem wpatrywał się w błękit jej oczu. Wiedziałem, że teraz to jego już nic nie obchodzi poza nią. Nawet mi jej nie przedstawił. Sama to zrobiła. Na imię jej było Maddy.
W salonie zauważyłem moją byłą dziewczynę, Vanessę. Nie mam pojęcia, co ona tu robiła, ale nie mogłem zapytać o to Michaela, bo i tak nie otrzymałbym odpowiedzi. Byłem zły, że się tu znalazła. Kiedyś złamała mi serce zostawiając mnie, kiedy najbardziej jej potrzebowałem. Postanowiłem odszukać Emmę. Znalazłem ją kilka kroków dalej kiedy obejmował ją Fettner. Chyba musiałem się przewietrzyć.
Wyszedłem na zewnątrz dając tylko znak Morgiemu, że się oddalam. Zarzuciłem kurtkę  na ramiona i założyłem kaptur na głowę. Zacząłem iść w stronę parku. Kilka minut później, kiedy siedziałem na ławce, usłyszałem, że ktoś siada obok mnie. Odwróciłem się i ujrzałem uśmiechniętą Emmę.
- Ale zapijaczony ten wasz Team.
Uśmiechnąłem się. Co ona miała w sobie takiego, że tak na mnie wpływała?
- Bez przesady. Czasem nam się zdarza.
- Chyba nie tobie i Morgiemu.
- Morgiemu nigdy, a ja jak widzisz poszedłem się przewietrzyć. Dzisiaj wyjątek stanowi też zakochany Michi- roześmiałem się cicho.
- Schlieri? Zdajesz sobie sprawę, że ten twój dzisiejszy skok był świetny?
Spojrzałem na nią i roześmiałem się. Potem objąłem ją ramieniem i wróciliśmy do środka. Tam Michi chyba wreszcie zrozumiał, co stało się w jego mieszkaniu i nieźle się wściekł. Ale to na nic, bo chłopacy byli tak upici, że pozasypiali na środku pokoju jeden na drugim. Michael chcą się zemścić wrzucił ich zdjęcie na wszystkie swoje profile społecznościowe. A potem zabraliśmy się za sprzątanie.
Z pomocą przyszedł nam Morgi i Maddy. Jakoś się z tym uwinęliśmy. Michi zaproponował, żebyśmy zostali na noc. Zgodziliśmy się.

Tak, Madziu to wszystko dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się podoba :)

czwartek, 20 lutego 2014

Ósmy, kiedy idzie na trening

Kiedy tylko Morgi wrócił z zawodów od razu domagał się wytłumaczenia. Biedaczek, chyba naprawdę był tym zaaferowany. Jak wytłumaczyłem mu z kim oglądałem te skoki zrobił uradowaną minę.
- Muszę ją w końcu poznać! Mówiłeś, że to siostra Manuela? Nigdy nie widziałem jej na zawodach.
- Dopiero co wróciła do kraju. Była na studiach z psychologii.
- Widzę, że ty dużo o niej wiesz. A jej braciszek wie, że się nią tak interesujesz?
- Jak mu powiedziała, to wie. Ja Poppiego długo nie widziałem. Nie miałem jak mu powiedzieć.
- Ty się nie wykręcaj. W następny weekend Michi robi imprezę. To będzie świetna okazja do pogadania z Manuelem. I przyprowadzenia ze sobą Emmy.
- Nie wiem czy będę.
- Nawet nie myśl, że się wykręcisz! Chłopcy tęsknią- powiedział szczerząc się w uśmiechu.
Wywróciłem oczami. Za czym mieliby tęsknić? O ile dobrze pamiętam to zgarniałem im wszystkie zwycięstwa sprzed nosa. Choć nie ukrywam, że naprawdę się ze mną cieszyli.
- Jeszcze pomyślę- powiedziałem kończąc dyskusję. Morgi tylko wzruszył ramionami.

Kilka dni później znowu poszedłem na spacer z Emmą. Wyglądała cudownie! Wręcz tryskała humorem i optymizmem. Ze śmiechem spytałem, co jest źródłem jej dobrego humoru.
- Manuel radzi sobie coraz lepiej. W końcu w siebie uwierzył- spojrzała mi bystro w oczy.- Tak w ogóle to nie miałam okazji podziękować ci za uratowanie mu życia. Nie wiem co mu strzeliło do głowy. Tak czy siak, dziękuje.
- Jesteś z nim bardzo blisko, prawda?
- Tak. To moja jedyna rodzina. Z resztą od dziecka świetnie się dogadywaliśmy.
- Wspominał coś, że tylko ty go rozumiesz.
- Tak powiedział? Chyba mnie przecenia.
- Ależ skąd! Przecież mi też pomogłaś. Zupełnie bezinteresownie. Jesteś wspaniała.
Emma zarumieniła się. Postanowiłem, że w końcu zapytam ją o to, co planowałem już od początku rozmowy.
- I wiesz mam do ciebie prośbę. Jutro jest trening chłopaków. Nie poszłabyś tam ze mną?
Spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. Wyglądała uroczo.
- Naprawdę idziesz? To super! A jesteś pewien, że sobie poradzisz?
- Chwila. A czy ja powiedziałem, że od razu wezmę udział w tym treningu? Na początek chcę popatrzeć.
 - Zgoda. Ale jestem pewna, że już niedługo zobaczę ciebie w akcji.
Uśmiechnęła się szeroko, a ja zawtórowałem jej tym samym.

Następnego dnia do moich drzwi zapukał Thomas. Ku mojemu zdziwieniu stała z nim Emma. Wpuściłem ich do środka. Morgi uśmiechnął się do mnie znacząco. Zignorowałem go i założyłem kurtkę. Razem wyszliśmy na trening.
Trener bardzo zdziwił się na mój widok. Tak samo reszta chłopaków. Ale ucieszyli się. Z radością przywitali też Emmę. Pointner zagonił ich do roboty.
Z lekkością na sercu patrzyłem jak skaczą. Thomas miał rację- byli świetni! Manuel lądował daleko i pewnie, to samo Hayboeck i Loitzl. Kraft i Fettner, a z nimi Diethart, Morgi i Kofler. Wszyscy się dobrze spisywali. Trener mógł być zadowolony.
Cały ten czas rozmawiałem z Emmą. Była naprawdę dobrze obeznana w skokach. Ale w końcu miała brata skoczka. Po treningu podszedł do nas Michael.
- Chciałem was oficjalnie zaprosić na imprezę, w sobotę. Będziecie, nie?
Zanim zdołałem otworzyć usta wyprzedziła mnie Emma. Z entuzjazmem przyjęła ten pomysł. Zostało mi już tylko się z tym pogodzić...

wtorek, 18 lutego 2014

Siódmy, w którym wracają wspomnienia

Wieczór był chłodny, ale przy niej tego nie odczuwałem. Wiatr lekko rozwiewał jej włosy. Wyglądała uroczo. Przyłapała mnie na tym, że się jej przypatruję. Spojrzałem w jej brązowe oczy i uśmiechnąłem się. Nie żałowałem tego, bo po chwili jej twarz ozdobił równie uroczy uśmiech.
Nie wiedziałem, o czym mam z nią rozmawiać. Nie była jak wszystkie inne dziewczyny, które poznałem. Miała w sobie coś niezwykłego. Coś pięknego. Każda z dziewczyn, z którą się spotykałem martwiła się tylko o to, czy wygram zawody i zdobędę dużo pieniędzy. Albo czy będzie sławna.
Emma taka nie była. Była lepsza, o wiele lepsza. Nie obchodziło jej to, co o mnie mówią, tylko to, co ja sam jej o sobie powiem.
Jednak problem rozwiązał się sam. Ona zaczęła mówić, po to żeby chwilę później wciągnąć mnie w dyskusję. Świetnie mi się z nią rozmawiało. Rozumieliśmy się świetnie. Może nie tak jak Thomas i ja, ale nasze relacje były zbliżone. Ani się spostrzegłem, a zrobiło się ciemno i bardzo chłodno. Zauważyłem, że Emma zadrżała więc bez zastanowienia nakryłem ją swoją kurtką i objąłem ramieniem.
- Gregor?- zapytała cicho.
Spojrzałem na nią z wyczekiwaniem.
- Dlaczego przestałeś skakać?
Zaskoczony zatrzymałem się. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Rana w moim sercu na nowo otworzyła się. Zupełnie niespodziewanie.
- Przestałem skakać, bo...- zacząłem, ale urwałem.- Nie, to bez sensu.
Ruszyłem dalej nie zwracając na nią uwagi. Ona jednak przyspieszyła i stanęła przede mną.
- Co jest bez sensu?
Stając przede mną zablokowała mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Spuszczając oczy wyszeptałem.
- Będziesz pewnie uważać tak, jak reszta. Ale dobrze powiem ci. Wszystko, co osiągałem było zasługą mojej mamy. Kiedy byłem dzieckiem zapragnąłem skakać, a ona mnie w tym wspierała. To ona prowadziła całą moją karierę. Robiłem to wszystko dla niej. Były chwile kiedy chciałem się poddać, a ona wtedy mówiła, że muszę to jeszcze przemyśleć. I wracałem. Nie ważne ile upadków zaliczyłem, ile przegranych, nie. Dla niej liczyło się to, że byłem szczęśliwy. Ale bez niej to już nie jest to samo. Nie mam dla kogo skakać.
- Masz. Zrób to dla siebie. Przecież sprawia ci to przyjemność. A poza tym myślisz, że twoja mama chciałaby żebyś się załamał i przestał skakać? Od razu ci odpowiem: nie.
Nie powiedziałem już nic, a ona mnie przytuliła.

Kilka dni później Morgi, wraz z resztą drużyny, wyjechał na kolejne zawody. Tym razem w Garmisch. Zaprosiłem Emmę do siebie. Z chęcią przyjęła zaproszenie. Zjedliśmy kolację, a potem usiedliśmy przed telewizorem. I włączyliśmy skoki.
Czułem się dziwnie. Od tak dawna nie widziałem tego, co praktycznie robiłem całe życie! To było wspaniałe uczucie powrócić do oglądania.
Cały czas siedziałem w napięciu. Podczas skoków naszego Teamu kiwałem głową z uznaniem, albo wyrzucałem im uwagi pod nosem.
Emma była świetnym kibicem. Musiała interesować się skokami, bo razem ze mną komentowała każdy skok.
W końcu nadszedł czas na Thomasa. Skakał w ostatniej dziesiątce jako najlepszy. Z niecierpliwieniem patrzyłem jak siada na belce i wybija się z progu. Dobry wiatr, świetna pozycja, telemark! Thomas wygrał! Przebił prowadzącego dotychczas Wellingera o 0,3 punktu.
Zaraz po dekoracji zadzwoniłem do niego z gratulacjami.
- Oglądałeś?- zapytał zdziwiony.
- Oglądałem- powiedziałem z dumą w głosie.
Tak, to był dobry dzień...

wtorek, 11 lutego 2014

Szósty, w którym spotyka ją po raz drugi

Wracałem do domu z głową pełną myśli. Zaprzątała mi je Ona. Dziewczyna, która tak po prostu usiadła, rozmawiała ze mną i pomogła mi. Bo jak to jest możliwe? Przecież ten świat nie jest idealny. Ludzie nie pomagają innym, tak po prostu. Zawsze mają w tym jakiś cel, albo czegoś żądają. Nie liczą się dla nich uczucia innych. Więc jak to jest możliwe, że ona nie chciała nic w zamian? Przecież nie ma ludzi dobrych. No dobra, Morgi tak właśnie jest. A może ona też?
Otworzyłem mieszkanie i wszedłem do środka. Morgi siedział na kanapie. Uśmiechnąłem się do niego i usiadłem obok.
- Co jesteś taki zamyślony?- zapytał od razu.
Morgi. On zawsze wie, kiedy coś się dzieje. Jest najinteligentniejszym człowiekiem jakiego znam. Zawsze nam pomaga. Nie tylko mnie. Jest takim naszym psychologiem. I jest jak brat.
- Poznałem dziewczynę.
Thomas gwizdnął przeciągle.
- Opowiadaj.
- Nie ma co tu opowiadać- wzruszyłem ramionami.- Ale jest niezwykła.
Opowiedziałem mu, co się wydarzyło. Słuchał uważnie przekrzywiając głowę na prawo.
- Rzeczywiście niezwykła. Więc polubiłeś ją. A jak ma na imię?
Mój wyraz twarzy mówił chyba sam za siebie. Morgi się roześmiał. Jak ja mogłem nie zapytać jej o imię? Morgi tarzał się ze śmiechu... Dobra, może i nie zapytałem jej o imię, ale przecież można to wytłumaczyć. Człowiek z moim stanem psychicznym, który ledwie się pozbierał po śmierci matki chyba może wyżalić się komuś i nie zapytać go o imię. Może, prawda?
- Oj, Gregor. Ty się musisz jeszcze wiele nauczyć.
- Oj, Thomas. Ty się musisz przestać ze mnie śmiać.
- Nie śmieje się z ciebie tylko z sytuacji.
- Dobra, dobra. Wiesz ile razy to słyszałem? I nigdy nie było to prawdą.
- Na pewno ją jeszcze spotkasz. Wtedy zapytasz ją o imię- powiedział pocieszająco.

Następnego dnia zacząłem dzień jak zawsze, od biegania. Thomas był cały z skowronkach. Nie wiem, co go tak bawiło. Chyba moja głupota. Ale już ja mu pokażę! Zobaczymy, co powie jak on się zakocha.
Zaraz, przecież ja się nie zakochałem! Wcale tego nie powiedziałem. Morgi pewnie uważa, że tak. Sam się wkopałem. Nie wiem czemu mu o niej powiedziałem. Dobra, i tak by się domyślił. Głupi to on nie jest.
Wziąłem prysznic, pożegnałem Thomasa i ruszyłem na cmentarz. Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że ludzie muszą uznawać mnie za wariata. Codziennie przychodzą tu tylko ludzie, którzy dbają o porządek i bezpieczeństwo. I ci, którzy zarabiają.
Kiedy wychodziłem z cmentarza zobaczyłem ją. Zamachałem do niej wesoło i po chwili podeszła do mnie.
- Dasz się zaprosić na kawę?- zapytałem.
Zgodziła się. Poszliśmy do tej samej kawiarni, co wcześniej. Już miałem ją zapytać o imię kiedy zadała mi pytanie.
- Jesteś skoczkiem, prawda?
Zdziwiłem się. No tak, przecież jakiś czas temu zdobywałem wiele nagród. Ale to było dawno...
- Tak, to prawda. Skąd wiesz?
Kolejne głupie pytanie. Ale co ja na to poradzę?
- Mój brat też skacze.
Brat? Nie przypominam sobie, żeby któryś z chłopaków mówił o siostrze. Zaraz...
- Masz brata?
- Tak. Nazywa się Manuel.
I wtedy zrozumiałem.
- Jesteś siostrą Poppiego?!- wykrzyknąłem.
Roześmiała się. Dlaczego zawsze wychodzę na durnia?
- Tak. Jestem siostrą Manuela. Jestem Emma- powiedziała wyciągając do mnie rękę.
Zaczerwieniłem się. Super! Czerwienie się przy dziewczynie!
- Gregor. Ale to pewnie już wiesz.
I znowu się roześmiała. Dołączyłem do niej. Dziwne uczucie... Śmiać się z obcą dziewczyną. Ale chyba nie była obca skoro jej o sobie powiedziałem? I skoro była siostrą mojego przyjaciela.
- Przejdziemy się?- zapytała.
- Chodźmy.
I ruszyłem za nią. Postanowiłem, że więcej nie wyjdę już na durnia.


Jest rozdział. Nie wiem czy dobry, ale na pewno trochę wyjaśniający.
Więc macie swoją siostrę Manuela! Oczywiście musiałyście zwęszyć, że to ona mimo, że ukrywałam to pod tyloma sprawami. Jesteście dla mnie za mądre. Albo ja zbyt przewidywalna.
I od razu trzeba sprostować, bo urodziła się też taka teoria, że pomaga Gregorowi, bo on pomógł Manuelowi. I wcale nie! Bo ona jest po prostu taka dobra i trzeba się do tego przyzwyczaić.
I oczywiście gratulujemy Kamilowi, który świetnie się spisał, oby tak dalej! Ale nie zapominajmy o Jasiu i Maćku, którzy przecież też się świetnie spisali.
Już od poniedziałku ferie więc postaram się częściej pisać. Pozdrawiam :*

wtorek, 4 lutego 2014

Piąty, w którym padają mądre słowa

- Dziękuję- powiedziałem i uśmiechnąłem się zabierając torbę, w której były znicze.
Zostałem obdarowany współczującym spojrzeniem. Miałem ich dosyć. Przychodziłem tutaj codziennie, od tylu dni. Siedziałem tutaj długo spędzając czas na rozmowach z matką i wspominaniu dawnych lat. Czasem po prostu milczałem przypominając sobie rysy mojej matki. I to mi wystarczało. Wiedziałem, że nie mogę się załamywać, ale wcale tego nie robiłem. Wręcz przeciwnie. Powoli uczyłem się żyć. Żyć na nowo.
Zapłaciłem za znicze, wziąłem kwiatka pod pachę i odszedłem. Na ulicy mijałem wielu ludzi podobnych do mnie. Często im się przyglądałem. Chociaż nie, byli inni niż ja. Widać było, że cierpią po stracie najbliższych, ale zawsze się gdzieś spieszyli, jakby nie mogli przez chwilę oddać się myślom o rodzinie. Jedynie starsze osoby były takie jak ja: nie pędzące, oddające się myślom i cierpieniu. Czasami rozmawiałem z tymi paniami. Nie mówiłem nikomu o mnie, ale one lubiły mówić o sobie. A ja lubiłem słuchać. I to wystarczało.
Ruszyłem powoli alejką prowadzącą do grobu mojej matki. Był czysty i zadbany. Trudno, żeby tak nie było skoro przychodziłem tu codziennie. Postawiłem kwiatka, zapaliłem znicz i pomodliłem się. Potem usiadłem na ławce i schowałem twarz w dłoniach.
Po głowie przewijało mi się mnóstwo wspomnień z dzieciństwa. To zabawne, że człowiek przypomina je sobie wszystkie kiedy spotka go cierpienie. Na wszystkich z nich była mama. Zawsze uśmiechnięta i stawiająca czoło problemom.
I ten jeden, jedyny raz pomyślałem o ojcu. Jaki jest? Gdzie jest? Co robi? Czy ma swoją rodzinę? Nie wiedziałem tego. Nie wiedziałem o nim nic. Nawet jak się nazywał. Mama nigdy o nim nie mówiła, a ja nigdy nie pytałem. Wystarczało mi to, co miałem. Wszystko, co dobre kojarzy mi się właśnie z nią. I skokami. I kolegami z kadry.
Nie wiem jak długo tak siedziałem. Nagle poczułem rękę na ramieniu i usłyszałem zmartwiony głos.
- Wszystko w porządku?
Podniosłem głowę. Nade mną stała dziewczyna o troskliwym wyrazie twarzy i pięknych, brązowych oczach. Miała mocno rude, długie włosy, spadające na jej ramiona. Była ładna. Nawet bardzo. Wysoka i szczupła.
Zrozumiałem, że muszę coś odpowiedzieć, więc uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Tak. W porządku.
A potem odwróciłem głowę. A ona usiadła koło mnie. Zdziwiłem się i spojrzałem na nią.
- To twoja mama?- zapytała. Pokiwałem głową.- Bardzo ładna. I wesoła.
Uśmiechnąłem się.
- Zgadzam się. Zawsze taka była.
- Przychodzisz tu codziennie, prawda? Widuję cię tu czasami.
- Tak. Jestem tu codziennie. Ale chyba nie będziemy tak rozmawiać. Tutaj niedaleko jest fajna kawiarnia. Co ty na to?
- Zgoda, chodźmy.
Zerknąłem ostatni raz na zdjęcie mamy i wstałem z ławki. Dziewczyna poszła za mną.
Po krótkim czasie doszliśmy. Usiedliśmy w kawiarni i zamówiliśmy kawę i ciastko. Dziewczyna wciąż się uśmiechała.
I nie wiem dlaczego, ale nagle zacząłem opowiadać jej o moim życiu. O mamie, o moim dzieciństwie, ojcu którego nie znałem, przyjaciołach i o śmierci matki. A ona tylko słuchała. Nic nie mówiła, nie przerywała, nie śmiała się. A pod koniec odezwała się swoim słodkim głosem.
- Nie możesz się obwiniać. To nie twoja wina. Musisz żyć dalej. Wiem, że nie mogę postawić się w twojej sytuacji, ale zrozum, że jej śmierć nie jest końcem świata. Musisz sobie z tym poradzić. Dla niej. Myślisz, że chciałaby żebyś się załamywał?
- Dziękuje ci. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś. Postaram się żyć normalnie. I przepraszam za zabranie ci czasu.
- Nic się nie stało. To do zobaczenia. Może się jeszcze spotkamy.
- Jestem pewien, że tak. Cześć.
- Cześć.
Wyszedłem z kawiarni i poczułem, że jest mi lżej. Nie wiem, czemu Ona mnie słuchała, ale jestem jej za to wdzięczny. Bo dzięki niej zrozumiałem coś, co wcześniej nie było istotne: Że moja mama nie chciałaby żebym żył, tak jak żyłem od jej śmierci. 

Jeszcze trochę i ferie! A potem Soczi! <3