Zostałem
obdarowany współczującym spojrzeniem. Miałem ich dosyć. Przychodziłem tutaj
codziennie, od tylu dni. Siedziałem tutaj długo spędzając czas na rozmowach z
matką i wspominaniu dawnych lat. Czasem po prostu milczałem przypominając sobie
rysy mojej matki. I to mi wystarczało. Wiedziałem, że nie mogę się załamywać,
ale wcale tego nie robiłem. Wręcz przeciwnie. Powoli uczyłem się żyć. Żyć na
nowo.
Zapłaciłem
za znicze, wziąłem kwiatka pod pachę i odszedłem. Na ulicy mijałem wielu ludzi
podobnych do mnie. Często im się przyglądałem. Chociaż nie, byli inni niż ja. Widać było, że
cierpią po stracie najbliższych, ale zawsze się gdzieś spieszyli, jakby nie
mogli przez chwilę oddać się myślom o rodzinie. Jedynie starsze osoby były
takie jak ja: nie pędzące, oddające się myślom i cierpieniu. Czasami
rozmawiałem z tymi paniami. Nie mówiłem nikomu o mnie, ale one lubiły mówić o
sobie. A ja lubiłem słuchać. I to wystarczało.
Ruszyłem
powoli alejką prowadzącą do grobu mojej matki. Był czysty i zadbany. Trudno,
żeby tak nie było skoro przychodziłem tu codziennie. Postawiłem kwiatka,
zapaliłem znicz i pomodliłem się. Potem usiadłem na ławce i schowałem twarz w
dłoniach.
Po głowie
przewijało mi się mnóstwo wspomnień z dzieciństwa. To zabawne, że człowiek
przypomina je sobie wszystkie kiedy spotka go cierpienie. Na wszystkich z nich
była mama. Zawsze uśmiechnięta i stawiająca czoło problemom.
I ten
jeden, jedyny raz pomyślałem o ojcu. Jaki jest? Gdzie jest? Co robi? Czy ma
swoją rodzinę? Nie wiedziałem tego. Nie wiedziałem o nim nic. Nawet jak się
nazywał. Mama nigdy o nim nie mówiła, a ja nigdy nie pytałem. Wystarczało mi
to, co miałem. Wszystko, co dobre kojarzy mi się właśnie z nią. I skokami. I
kolegami z kadry.
Nie wiem
jak długo tak siedziałem. Nagle poczułem rękę na ramieniu i usłyszałem
zmartwiony głos.
- Wszystko
w porządku?
Podniosłem głowę.
Nade mną stała dziewczyna o troskliwym wyrazie twarzy i pięknych, brązowych
oczach. Miała mocno rude, długie włosy, spadające na jej ramiona. Była ładna.
Nawet bardzo. Wysoka i szczupła.
Zrozumiałem,
że muszę coś odpowiedzieć, więc uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Tak. W
porządku.
A potem
odwróciłem głowę. A ona usiadła koło mnie. Zdziwiłem się i spojrzałem na nią.
- To twoja
mama?- zapytała. Pokiwałem głową.- Bardzo ładna. I wesoła.
Uśmiechnąłem
się.
- Zgadzam
się. Zawsze taka była.
- Przychodzisz
tu codziennie, prawda? Widuję cię tu czasami.
- Tak.
Jestem tu codziennie. Ale chyba nie będziemy tak rozmawiać. Tutaj niedaleko
jest fajna kawiarnia. Co ty na to?
- Zgoda,
chodźmy.
Zerknąłem
ostatni raz na zdjęcie mamy i wstałem z ławki. Dziewczyna poszła za mną.
Po krótkim czasie doszliśmy. Usiedliśmy w kawiarni i zamówiliśmy kawę i ciastko. Dziewczyna wciąż się uśmiechała.
I nie wiem dlaczego, ale nagle zacząłem opowiadać jej o moim życiu. O mamie, o moim dzieciństwie, ojcu którego nie znałem, przyjaciołach i o śmierci matki. A ona tylko słuchała. Nic nie mówiła, nie przerywała, nie śmiała się. A pod koniec odezwała się swoim słodkim głosem.
- Nie możesz się obwiniać. To nie twoja wina. Musisz żyć dalej. Wiem, że nie mogę postawić się w twojej sytuacji, ale zrozum, że jej śmierć nie jest końcem świata. Musisz sobie z tym poradzić. Dla niej. Myślisz, że chciałaby żebyś się załamywał?
- Dziękuje ci. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś. Postaram się żyć normalnie. I przepraszam za zabranie ci czasu.
- Nic się nie stało. To do zobaczenia. Może się jeszcze spotkamy.
- Jestem pewien, że tak. Cześć.
- Cześć.
Wyszedłem z kawiarni i poczułem, że jest mi lżej. Nie wiem, czemu Ona mnie słuchała, ale jestem jej za to wdzięczny. Bo dzięki niej zrozumiałem coś, co wcześniej nie było istotne: Że moja mama nie chciałaby żebym żył, tak jak żyłem od jej śmierci.
Jeszcze trochę i ferie! A potem Soczi! <3
Po krótkim czasie doszliśmy. Usiedliśmy w kawiarni i zamówiliśmy kawę i ciastko. Dziewczyna wciąż się uśmiechała.
I nie wiem dlaczego, ale nagle zacząłem opowiadać jej o moim życiu. O mamie, o moim dzieciństwie, ojcu którego nie znałem, przyjaciołach i o śmierci matki. A ona tylko słuchała. Nic nie mówiła, nie przerywała, nie śmiała się. A pod koniec odezwała się swoim słodkim głosem.
- Nie możesz się obwiniać. To nie twoja wina. Musisz żyć dalej. Wiem, że nie mogę postawić się w twojej sytuacji, ale zrozum, że jej śmierć nie jest końcem świata. Musisz sobie z tym poradzić. Dla niej. Myślisz, że chciałaby żebyś się załamywał?
- Dziękuje ci. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś. Postaram się żyć normalnie. I przepraszam za zabranie ci czasu.
- Nic się nie stało. To do zobaczenia. Może się jeszcze spotkamy.
- Jestem pewien, że tak. Cześć.
- Cześć.
Wyszedłem z kawiarni i poczułem, że jest mi lżej. Nie wiem, czemu Ona mnie słuchała, ale jestem jej za to wdzięczny. Bo dzięki niej zrozumiałem coś, co wcześniej nie było istotne: Że moja mama nie chciałaby żebym żył, tak jak żyłem od jej śmierci.
Jeszcze trochę i ferie! A potem Soczi! <3
No, robi się ciekawie :) Coś czuję, że pomiędzy Gregorem a rudą coś będzie :) Ciekawi mnie co będzie dalej. Buziaki :*
OdpowiedzUsuńZgadzam się, coraz bardziej ciekawie:)
OdpowiedzUsuńSzczera rozmowa zawsze pomaga na wszystko, czyżby Morgi go jeszcze tego nie nauczył...
I ten rozdział tylko utwierdził mnie przy siostrze Manuela. Wdzięczna za pomoc bratu, chce pomóc Gregorowi.
A co z tego wyniknie to zobaczymy^^
Buziaki i weny:*
No i nareszcie! Ileż ja się naczekałam na tą dziewczynę, to tylko ja wiem ;>
OdpowiedzUsuńCzy to była to siostra Manuela?
Dobra, jestem nudna, ale wciąż mi się wydaje, że tak ...
A w ogóle to Schlieri ma mistrza - powiedział jej wszystko o sobie, a nie zapytał jej o imię, hahah ;p
Jestem szalenie ciekawa kontynuacji, więc czekam na następny ;*
Błagam, ja cię kiedyś zabiję!
UsuńNie wiem jak to robisz, ale zawsze wiesz co chcę napisać w następnej części!
Zlituj się nade mną xD
Ale i tak cię kocham <3