Emma niepewnie weszła do salonu i usiadła na kanapie. Spytałem ją czy chce herbatę, a ona przytaknęła. Wydawało mi się, że nie podjęła tej decyzji świadomie. Chyba układała sobie w głowie to, co miała mi powiedzieć.
Kiedy wróciłem i postawiłem przed nią herbatę spojrzała na mnie. Widziałem w jej oczach coś, co nie dawało mi spokoju. Jakby zakłopotanie, lęk i... czułość? Sam nie wiem. Pogubiłem się w tym wszystkim. Nie chciałem jej poganiać, dlatego cierpliwie czekałem aż dziewczyna sama zacznie mówić. W końcu odezwała się cichym, zagubionym głosem.
- Chciałam cię przeprosić.
- Przeprosić? Za co?- zdziwiłem się.
- Okłamałam cię. Ja wiem, że to może głupio zabrzmi, ale nie mogłam zrobić inaczej.
- Emma, spokojnie. Powiedz mi po kolei, co się stało.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i nie patrząc na mnie powiedziała:
- Żebyś zrozumiał, muszę zacząć od początku. Kiedy miałam 8 lat moi rodzice zginęli w wypadku. Manuel miał wtedy 10 lat, ale był w tym wszystkim jeszcze bardziej zagubiony niż ja. Jest bardzo wrażliwy- uśmiechnęła się na wspomnienie brata.- Siostra naszej mamy wzięła nas do siebie na wychowanie. Ciotka Marie zawsze była bardzo surowa. Już kiedy nas brała miała córkę, Vanessę. Tylko ją naprawdę kochała w swoim życiu. Jej mąż, David, umarł w kilka lat po przyjściu na świat Vanessy, ale ona się tym nie zmartwiła. Tak naprawdę to kochała tylko siebie i swoją córkę. Nasze życie naprawdę nie było łatwe. Ciocia Marie nas ignorowała, a Vanessa nami gardziła. Ja i Manuel przyzwyczailiśmy się, że Vanessa zawsze musi mieć ostatnie słowo. Ustępowaliśmy jej na każdym kroku. Kiedy ona czegoś chciała zawsze musiała to mieć. I tak pewnego dnia usłyszeliśmy, że Vanessie spodobał się chłopak z drużyny Manuela, Gregor Schlierenzauer. Oczywiście wiedzieliśmy kim byłeś. Manuel cię podziwiał, a ja lubiłam patrzeć jak skaczesz. Było dla nas jasne, że prędzej czy później, używając swoich sposobów, Vanessa cię zdobędzie. Bo właśnie tak ona cię traktowała: jak kolejna zachciankę. Chciała być sławna, a ty mogłeś jej to dać.
Emma przerwała na chwilę aby sprawdzić jakie wrażenie wywołały na mnie jej słowa. Szczerze mówiąc byłem wstrząśnięty. Nie sądziłem, że Emma i Vanessa mogą być kuzynkami.
- Kiedyś zwróciłam Vanessie uwagę, że nie może traktować cię jak rzecz, ale ona wtedy roześmiała się pogardliwie i powiedziała, żebym się nie wtrącała. Kiedy w końcu się od niej wyprowadziliśmy ty uratowałeś życie Manuelowi, a Vanessa poszła w odstawkę. Zdenerwowało ją to i za wszelką cenę chciała utrudnić nam kontakty. Kiedy powiedziała, że mam się od ciebie odczepić, uległam jej. Bo wiedziałam, że gotowa jest zniszczyć nam życie. Ale Manuel kazał mi walczyć. Mówił, że nie muszę już zgadzać się na każde słowo Vanessy. I miał rację. Bo już wtedy wiedziałam, że nie jesteś mi obojętny. Bo już wtedy wiedziałam, że cię kocham.
Dziewczyna zamilkła, a ja wciąż pozostawałem w wielkim szoku. Co ona powiedziała? Że mnie kocha...?
- Chciałam tylko żebyś wiedział- westchnęła Emma i podniosła się.
Ja jednak nie pozwoliłem jej wyjść. O nie! Tym razem jej nie wypuszczę. Moje usta splotły się z jej ustami, a moje oczy wpatrywały się w jej oczy. Czułem to, wiedziałem. Emma naprawdę mnie kochała. Położyłem jej ręce na biodrach i po raz kolejny pocałowałem ją. Był to pocałunek pełen emocji i namiętności. Pocałunek, który był najlepszym w moim życiu. Bo już nigdy nie będę musiał udawać, że ona jest tylko moją przyjaciółką. Bo Emma jest moją największą miłością...
Ja wiem, wiem. Coraz rzadziej tu zaglądam, ale uwierzcie, że się staram. Ten rozdział już dawno się pisał, ale dopiero początek sezonu i zwycięstwo Gregora w Lillehammer popchnęło mnie do tego żeby to skończyć. Ej, bo w końcu pierwszy raz cieszyłam się, że wygrał! :D
poniedziałek, 8 grudnia 2014
wtorek, 7 października 2014
Siedemnasty, w którym otrzymuje iskierkę nadziei
Emma zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Uniosłem się, ale z powrotem opadłem na poduszkę, gdyż bolące żebra dały mi o sobie znać. Przyszła... Przyszła do mnie? Jeśli tak, to dlaczego nie weszła? Nie do mnie? To co tutaj robiła? Kogo mogła odwiedzać?
Mimo, że byłem bardzo senny postanowiłem poczekać aż wróci. Tak oto po kilkunastu minutach zobaczyłem ją i ... Manuela. Miał rękę na temblaku i siniaki na twarzy. A więc to do niego przyszła...
Manuel zauważył mnie i wesoło pomachał. Wiedziałem, że zamienia kilka słów z Emmą i podchodzi do mnie.
- Cześć. Thomas mówił mi, że tu leżysz. Jak się czujesz?
- W porządku. A ty? Co się stało?
- To?- chłopak machnął ręką.- Mały wypadek na skoczni. Nic poważnego. Z tobą widzę gorzej. Trzymaj się i wracaj do nas szybko. Brakuje nam godnego rywala- puścił do mnie oko i opuścił moją salę.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Emmę. Złapała brata za rękę i ruszyli w stronę wyjścia. Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy.
Wszystko, co mi się przytrafia jest dla mnie niezrozumiałe. Jak ja mam funkcjonować kiedy wszystko dookoła mnie jest dziwne, a ludzie mają przede mną jakieś sekrety? Miałem już dość takiego życia, gdzie każdy kłamie w żywe oczy. I co? Wychodzi na to, że ten świat nigdy się nie zmieni. Że już zawsze tak będzie. A ja muszę się z tym pogodzić.
Po dwóch tygodniach wyszedłem ze szpitala i wróciłem do swojego mieszkania. Co czułem? Wciąż to samo. Jednak odepchnąłem uczucia na dalszy tor. Postanowiłem, że wezmę się w garść i będę żył tak, jakby nic się nie stało.
Thomas wpadał do mnie codziennie. Reszta chłopaków także wpadała. Po jednej z ich zbiorowych wizyt usłyszałem dzwonek do drzwi. Zastanawiałem się, co mogli zostawić. Ze śmiechem otworzyłem drzwi i zamarłem. Za drzwiami bowiem stała Emma.
Wyginała nerwowo palce i szurała nogami po progu. W końcu jednak podniosła głowę, spojrzała mi w oczy i stanowczo powiedziała:
- Musimy poważnie porozmawiać.
Taką też miała minę: bardzo poważną. Westchnąłem i zdałem sobie sprawę z tego, że aby zacząć na nowo żyć muszę najpierw uporać się z przeszłością. Odsunąłem się aby mogła wejść. Już wiedziałem, że to nie będzie łatwa rozmowa. Ale wiedziałem też, że wiele ona wyjaśni.
Mimo, że byłem bardzo senny postanowiłem poczekać aż wróci. Tak oto po kilkunastu minutach zobaczyłem ją i ... Manuela. Miał rękę na temblaku i siniaki na twarzy. A więc to do niego przyszła...
Manuel zauważył mnie i wesoło pomachał. Wiedziałem, że zamienia kilka słów z Emmą i podchodzi do mnie.
- Cześć. Thomas mówił mi, że tu leżysz. Jak się czujesz?
- W porządku. A ty? Co się stało?
- To?- chłopak machnął ręką.- Mały wypadek na skoczni. Nic poważnego. Z tobą widzę gorzej. Trzymaj się i wracaj do nas szybko. Brakuje nam godnego rywala- puścił do mnie oko i opuścił moją salę.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Emmę. Złapała brata za rękę i ruszyli w stronę wyjścia. Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy.
Wszystko, co mi się przytrafia jest dla mnie niezrozumiałe. Jak ja mam funkcjonować kiedy wszystko dookoła mnie jest dziwne, a ludzie mają przede mną jakieś sekrety? Miałem już dość takiego życia, gdzie każdy kłamie w żywe oczy. I co? Wychodzi na to, że ten świat nigdy się nie zmieni. Że już zawsze tak będzie. A ja muszę się z tym pogodzić.
Po dwóch tygodniach wyszedłem ze szpitala i wróciłem do swojego mieszkania. Co czułem? Wciąż to samo. Jednak odepchnąłem uczucia na dalszy tor. Postanowiłem, że wezmę się w garść i będę żył tak, jakby nic się nie stało.
Thomas wpadał do mnie codziennie. Reszta chłopaków także wpadała. Po jednej z ich zbiorowych wizyt usłyszałem dzwonek do drzwi. Zastanawiałem się, co mogli zostawić. Ze śmiechem otworzyłem drzwi i zamarłem. Za drzwiami bowiem stała Emma.
Wyginała nerwowo palce i szurała nogami po progu. W końcu jednak podniosła głowę, spojrzała mi w oczy i stanowczo powiedziała:
- Musimy poważnie porozmawiać.
Taką też miała minę: bardzo poważną. Westchnąłem i zdałem sobie sprawę z tego, że aby zacząć na nowo żyć muszę najpierw uporać się z przeszłością. Odsunąłem się aby mogła wejść. Już wiedziałem, że to nie będzie łatwa rozmowa. Ale wiedziałem też, że wiele ona wyjaśni.
wtorek, 29 lipca 2014
Szesnasty, w którym umiera po raz drugi
Kiedy się obudziłem wokół unosił się ostry, nieprzyjemny zapach, a światła raziły mnie w oczy. Ledwie uniosłem powieki, a nad moją twarzą pojawiła się jakaś osoba ubrana na biało.
Co jest do jasnej cholery?! Co się dzieje wokół mnie? Świat chyba zwariował już do reszty.
- Umarłem?- zapytałem głupio. Kobieta roześmiała się.
- Nie, nie umarł pan. Jak się pan czuje?
- Dobrze. Gdzie ja jestem? Co się stało?
- Miał pan wypadek. A to jest szpital. Powiadomić kogoś?
Wciąż z nieprzytomną miną przypomniałem sobie całe zajście pod domem Emmy. Rozpędzone auto. Światła, ból, ciemność. Ledwie słyszalnie odparłem pielęgniarce.
- Morgenstern... Thomas... Mój przyjaciel.
Chwilę później zostałem sam, a moje powieki znużone długim wpatrywaniem w światło, opadły. Kiedy obudziłem się po raz kolejny ujrzałem nad sobą zmartwioną twarz mojego przyjaciela. Uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Przyjechałem jak tylko do mnie zadzwonili. Jak się czujesz?
- W porządku. Nie wiesz właściwie, co mi jest?
- Lekarze mówią, że miałeś niezwykłe szczęście. Gdybyś wtedy nie odskoczył o te kilka centymetrów mogłoby być znacznie gorzej.
- Złego diabli nie biorą- uśmiechnąłem się i zakaszlałem.
- Nawet nie żartuj. Powinieneś odpoczywać. Masz połamane dwa żebra, skręconą kostkę i lekki wstrząs mózgu.
Gwizdnąłem z podziwem. Tego się nie spodziewałem. Pewnie spędzę tu najbliższe tygodnie. Ale co z tego. Co innego pozostało mi do zrobienia? Emma jasno powiedziała, że mnie nienawidzi, a skoki.... Właściwie sam już nie wiem. Brakuje mi tego, ale kiedyś to miało większy sens. Zaraz po śmierci mamy chciałem przestać na zawsze. Ale Emma mnie uratowała i na nowo cieszyłem się z tego sportu. Ale co jeśli serce umiera po raz drugi? Czy jest jeszcze jakaś szansa na odzyskanie radości z życia? Dla mnie już chyba nie było. Moje szare myśli przerwał głos Morgiego.
- Przyjdę do ciebie po treningu. Słuchaj zaleceń lekarzy i nie każ mi się za bardzo martwić.
- Jasne. Dzięki za odwiedziny.
Znowu zostałem sam. Powieki opadły mi i zasnąłem. Obudził mnie odgłos kroków na korytarzu. Myśląc, że to Thomas otworzyłem szeroko powieki i ujrzałem wpatrującą się we mnie ze smutkiem Emmę...
Co jest do jasnej cholery?! Co się dzieje wokół mnie? Świat chyba zwariował już do reszty.
- Umarłem?- zapytałem głupio. Kobieta roześmiała się.
- Nie, nie umarł pan. Jak się pan czuje?
- Dobrze. Gdzie ja jestem? Co się stało?
- Miał pan wypadek. A to jest szpital. Powiadomić kogoś?
Wciąż z nieprzytomną miną przypomniałem sobie całe zajście pod domem Emmy. Rozpędzone auto. Światła, ból, ciemność. Ledwie słyszalnie odparłem pielęgniarce.
- Morgenstern... Thomas... Mój przyjaciel.
Chwilę później zostałem sam, a moje powieki znużone długim wpatrywaniem w światło, opadły. Kiedy obudziłem się po raz kolejny ujrzałem nad sobą zmartwioną twarz mojego przyjaciela. Uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Przyjechałem jak tylko do mnie zadzwonili. Jak się czujesz?
- W porządku. Nie wiesz właściwie, co mi jest?
- Lekarze mówią, że miałeś niezwykłe szczęście. Gdybyś wtedy nie odskoczył o te kilka centymetrów mogłoby być znacznie gorzej.
- Złego diabli nie biorą- uśmiechnąłem się i zakaszlałem.
- Nawet nie żartuj. Powinieneś odpoczywać. Masz połamane dwa żebra, skręconą kostkę i lekki wstrząs mózgu.
Gwizdnąłem z podziwem. Tego się nie spodziewałem. Pewnie spędzę tu najbliższe tygodnie. Ale co z tego. Co innego pozostało mi do zrobienia? Emma jasno powiedziała, że mnie nienawidzi, a skoki.... Właściwie sam już nie wiem. Brakuje mi tego, ale kiedyś to miało większy sens. Zaraz po śmierci mamy chciałem przestać na zawsze. Ale Emma mnie uratowała i na nowo cieszyłem się z tego sportu. Ale co jeśli serce umiera po raz drugi? Czy jest jeszcze jakaś szansa na odzyskanie radości z życia? Dla mnie już chyba nie było. Moje szare myśli przerwał głos Morgiego.
- Przyjdę do ciebie po treningu. Słuchaj zaleceń lekarzy i nie każ mi się za bardzo martwić.
- Jasne. Dzięki za odwiedziny.
Znowu zostałem sam. Powieki opadły mi i zasnąłem. Obudził mnie odgłos kroków na korytarzu. Myśląc, że to Thomas otworzyłem szeroko powieki i ujrzałem wpatrującą się we mnie ze smutkiem Emmę...
wtorek, 17 czerwca 2014
Piętnasty, w którym odbywają rozmowę
Udałem się na cmentarz. Co chciałem osiągnąć? Chyba chciałem zdobyć więcej czasu przed podjęciem decyzji. A poza tym mama zawsze pomagała mi w podejmowaniu trudnych decyzji. Jej obecność tylko korzystnie mogła wpłynąć na moje życie.
Zdecydowałem. Najpierw porozmawiam z Emmą, a jeśli nie będzie chciała, to sam zajmę się tą sprawą. Tak, jak chcę.
Ręka zawisła mi w powietrzu. Zawahałem się. A co jeśli...? Nie, Gregor. Nie wolno ci tak myśleć. Masz się wziąć w garść. Ponownie podniosłem rękę i zapukałem głośno. Przełknąłem ślinę i już po chwili w drzwiach zauważyłem uśmiechniętą twarz Manuela. Chłopak odwrócił się i zawołał:
- Emma!
Ze schodów zeszła Ona. Uśmiech zastygł jej na ustach. W tej chwili nie widziałem nic, poza nią. Manuel zamknął za mną drzwi i powiedział:
- To wy sobie porozmawiajcie, a ja pójdę się przejść.
W mgnieniu oka założył kurtkę, buty i wyszedł. Słysząc zamykające się za nim drzwi wciąż stałem wpatrując się w Emmę. Dopiero jej ciche pytanie pozwoliło mi na normalne funkcjonowanie.
- Dlaczego przyszedłeś?
- Bo nie odbierałaś ode mnie- odpowiedziałem bez namysłu.
Nie zmieniła się. Dalej była tą, w której się zakochałem. Wciąż te same patrzące z ciepłem oczy i te wąskie usta, które zawsze się do mnie uśmiechały. Pomimo całej sytuacji moje serce śmiało się w głos. Bo zobaczyłem Ją. Mojego Anioła Stróża.
- Mieliśmy się już nigdy więcej nie spotkać.
- Dlaczego? Bo Vanessa ci tak kazała? Emma proszę, wytłumacz mi to!
- Zniszczyłeś naszą przyjaźń!- powiedziała dobitnie.
- Czym? Moją miłością do ciebie? Jeśli nie chcesz mnie znać to po prostu mi to powiedz, a nie bawimy się w jakieś gierki!
- Nie chcę cię znać, Gregor- powiedziała patrząc mi w oczy.
Z bólem spojrzałem w jej brązowe oczy i odwróciłem się. Musiała kłamać! Przecież po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy ona nie może nie chcieć mnie znać! Ale mówiła to z całkowitą szczerością. A co jeśli ona rzeczywiście nie chce mieć ze mną nic wspólnego?
Po raz ostatni, w przypływie bezradności, uderzyłem ręką w ścianę i krzyknąłem:
- Ale ja cię kocham, Emma!
Po raz pierwszy przyznałem przed kimś innym, że się zakochałem. Bo taka była prawda. Zdążyłem się już przyzwyczaić do tej myśli, że ją kocham, a ona mnie odrzuca. Dlaczego los zawsze staje mi na drodze?
Usiadłem na schodach i ukryłem twarz w dłoniach. Nie wiem jak długo tak siedziałem, ale kiedy usłyszałem kroki na śniegu i zobaczyłem zaskoczoną twarz Manuela, czym prędzej opuściłem ich posesję. Zarzuciłem kaptur na głowę i przybity ruszyłem do domu.
Nagle zobaczyłem światła rozpędzonego samochodu, który jechał prosto na mnie. Odskoczyłem w bok, ale i tak poczułem mocne uderzenie...
Zdecydowałem. Najpierw porozmawiam z Emmą, a jeśli nie będzie chciała, to sam zajmę się tą sprawą. Tak, jak chcę.
Ręka zawisła mi w powietrzu. Zawahałem się. A co jeśli...? Nie, Gregor. Nie wolno ci tak myśleć. Masz się wziąć w garść. Ponownie podniosłem rękę i zapukałem głośno. Przełknąłem ślinę i już po chwili w drzwiach zauważyłem uśmiechniętą twarz Manuela. Chłopak odwrócił się i zawołał:
- Emma!
Ze schodów zeszła Ona. Uśmiech zastygł jej na ustach. W tej chwili nie widziałem nic, poza nią. Manuel zamknął za mną drzwi i powiedział:
- To wy sobie porozmawiajcie, a ja pójdę się przejść.
W mgnieniu oka założył kurtkę, buty i wyszedł. Słysząc zamykające się za nim drzwi wciąż stałem wpatrując się w Emmę. Dopiero jej ciche pytanie pozwoliło mi na normalne funkcjonowanie.
- Dlaczego przyszedłeś?
- Bo nie odbierałaś ode mnie- odpowiedziałem bez namysłu.
Nie zmieniła się. Dalej była tą, w której się zakochałem. Wciąż te same patrzące z ciepłem oczy i te wąskie usta, które zawsze się do mnie uśmiechały. Pomimo całej sytuacji moje serce śmiało się w głos. Bo zobaczyłem Ją. Mojego Anioła Stróża.
- Mieliśmy się już nigdy więcej nie spotkać.
- Dlaczego? Bo Vanessa ci tak kazała? Emma proszę, wytłumacz mi to!
- Zniszczyłeś naszą przyjaźń!- powiedziała dobitnie.
- Czym? Moją miłością do ciebie? Jeśli nie chcesz mnie znać to po prostu mi to powiedz, a nie bawimy się w jakieś gierki!
- Nie chcę cię znać, Gregor- powiedziała patrząc mi w oczy.
Z bólem spojrzałem w jej brązowe oczy i odwróciłem się. Musiała kłamać! Przecież po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy ona nie może nie chcieć mnie znać! Ale mówiła to z całkowitą szczerością. A co jeśli ona rzeczywiście nie chce mieć ze mną nic wspólnego?
Po raz ostatni, w przypływie bezradności, uderzyłem ręką w ścianę i krzyknąłem:
- Ale ja cię kocham, Emma!
Po raz pierwszy przyznałem przed kimś innym, że się zakochałem. Bo taka była prawda. Zdążyłem się już przyzwyczaić do tej myśli, że ją kocham, a ona mnie odrzuca. Dlaczego los zawsze staje mi na drodze?
Usiadłem na schodach i ukryłem twarz w dłoniach. Nie wiem jak długo tak siedziałem, ale kiedy usłyszałem kroki na śniegu i zobaczyłem zaskoczoną twarz Manuela, czym prędzej opuściłem ich posesję. Zarzuciłem kaptur na głowę i przybity ruszyłem do domu.
Nagle zobaczyłem światła rozpędzonego samochodu, który jechał prosto na mnie. Odskoczyłem w bok, ale i tak poczułem mocne uderzenie...
piątek, 30 maja 2014
Czternasty, w którym rozmyśla na Bergisel
Kiedy obudziłem się rano wiedziałem już, co mam zrobić. Była jeszcze tylko jedna opcja żeby dowiedzieć się, dlaczego Emma mnie odrzuca. Bergisel. Mój drugi dom.
Niewiele myśląc podniosłem się z łóżka i wyszedłem przed dom. Świeże powietrze oczyszczało mój umysł i pozwalało zapomnieć o tępym bólu trzymającym w objęciach moją głowę. A zimny wiatr pozwolił mi na trzeźwość myślenia.
Droga nie trwała długo. Dla mnie był to miły spacer i odmiana od ciągłego siedzenia w domu. Brama była otwarta. Wślizgnąłem się do środka, czując ciepło ogarniające mnie za każdym razem kiedy tu wchodziłem. Wjechałem windą na samą górę skoczni. Usiadłem na belce i zapatrzyłem się na świat.
Widok z tej perspektywy od zawsze wzbudzał we mnie rozkosz. Była to kolejna z rzeczy, dla której skakałem. Siedząc na belce czułem się panem tego świata. Byłem ponad innymi. Miasteczko pod skocznią wydawało się być takie małe i odległe, a idący ulicami ludzie byli jak stado pędzących mrówek.
Myśli zajęły miejsce rozpaczy. Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Już kiedyś to zrobiłem i nie było najlepiej. Ale wtedy pojawiła się Emma... A teraz jej nie ma. A to, co właśnie przeżywam jest z jej powodu. Ale przecież jest też Thomas. Mój przyjaciel i brat w jednym, który zawsze mi pomaga. Jestem pewien, że teraz cierpi tak samo, jak ja.
Niewiele myśląc zrozumiałem, że wszystko co złego wydarzyło się w moim życiu jest przez Vanessę. To ona zostawiła mnie po śmierci matki, a teraz zepsuła moją przyjaźń z Emmą. Czego ona jeszcze chce? Nie wiem jak, ale wiem, że muszę dowiedzieć się, co takiego powiedziała Emmie.
- Chcesz bawić się w detektywa?- zapytał mnie Thomas kiedy mu o tym powiedziałem.
Tak, właśnie to chciałem zrobić. Przeprowadzę własne, prywatne śledztwo, które pomoże mi zrozumieć decyzję Emmy.
- Jestem zdesperowany.
- To widzę. A nie łatwiej byłoby ci ją zapytać?
Pff... Gdyby chociaż chciała ze mną porozmawiać. Wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Przecież wiesz, że ona nie chce mnie znać.
- Jestem pewien, że nie jest aż tak źle. Co ci szkodzi spróbować? Nie masz nic to stracenia.
Właściwie to miał rację. Jeśli nie spróbuję mogę potem żałować. To dlaczego się boję? Czyżbym bał się, że Emma odrzuci mnie po raz kolejny? Czy właśnie dlatego jeszcze do niej nie poszedłem? Czy naprawdę jestem aż takim tchórzem?
Tak wiem- beznadzieja. Ann- to wszystko dla ciebie, bo jak dowiedziałam się, że już nie dajesz rady bez Gregorka to nie mogłam tego tak zostawić. Ale cierpię na brak weny, więc... Pomocy! :(
Niewiele myśląc podniosłem się z łóżka i wyszedłem przed dom. Świeże powietrze oczyszczało mój umysł i pozwalało zapomnieć o tępym bólu trzymającym w objęciach moją głowę. A zimny wiatr pozwolił mi na trzeźwość myślenia.
Droga nie trwała długo. Dla mnie był to miły spacer i odmiana od ciągłego siedzenia w domu. Brama była otwarta. Wślizgnąłem się do środka, czując ciepło ogarniające mnie za każdym razem kiedy tu wchodziłem. Wjechałem windą na samą górę skoczni. Usiadłem na belce i zapatrzyłem się na świat.
Widok z tej perspektywy od zawsze wzbudzał we mnie rozkosz. Była to kolejna z rzeczy, dla której skakałem. Siedząc na belce czułem się panem tego świata. Byłem ponad innymi. Miasteczko pod skocznią wydawało się być takie małe i odległe, a idący ulicami ludzie byli jak stado pędzących mrówek.
Myśli zajęły miejsce rozpaczy. Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Już kiedyś to zrobiłem i nie było najlepiej. Ale wtedy pojawiła się Emma... A teraz jej nie ma. A to, co właśnie przeżywam jest z jej powodu. Ale przecież jest też Thomas. Mój przyjaciel i brat w jednym, który zawsze mi pomaga. Jestem pewien, że teraz cierpi tak samo, jak ja.
Niewiele myśląc zrozumiałem, że wszystko co złego wydarzyło się w moim życiu jest przez Vanessę. To ona zostawiła mnie po śmierci matki, a teraz zepsuła moją przyjaźń z Emmą. Czego ona jeszcze chce? Nie wiem jak, ale wiem, że muszę dowiedzieć się, co takiego powiedziała Emmie.
- Chcesz bawić się w detektywa?- zapytał mnie Thomas kiedy mu o tym powiedziałem.
Tak, właśnie to chciałem zrobić. Przeprowadzę własne, prywatne śledztwo, które pomoże mi zrozumieć decyzję Emmy.
- Jestem zdesperowany.
- To widzę. A nie łatwiej byłoby ci ją zapytać?
Pff... Gdyby chociaż chciała ze mną porozmawiać. Wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Przecież wiesz, że ona nie chce mnie znać.
- Jestem pewien, że nie jest aż tak źle. Co ci szkodzi spróbować? Nie masz nic to stracenia.
Właściwie to miał rację. Jeśli nie spróbuję mogę potem żałować. To dlaczego się boję? Czyżbym bał się, że Emma odrzuci mnie po raz kolejny? Czy właśnie dlatego jeszcze do niej nie poszedłem? Czy naprawdę jestem aż takim tchórzem?
Tak wiem- beznadzieja. Ann- to wszystko dla ciebie, bo jak dowiedziałam się, że już nie dajesz rady bez Gregorka to nie mogłam tego tak zostawić. Ale cierpię na brak weny, więc... Pomocy! :(
poniedziałek, 5 maja 2014
Trzynasty, w którym zamartwia się
Co czułem? Sam nie wiem... Złość? Ból? Smutek? Rozgoryczenie? Chyba wszystko po trochu... Straciłem ją. Teraz nic już nie będzie takie same. Moje serce przestało bić, rozpadło się. I co z tym zrobiłem? Poszedłem na cmentarz. Do jedynej osoby, która mogła pomóc mi ukoić mój ból.
Mimo chłodnego wiatru i śniegu spadającego mi na twarz spędziłem tam cały wieczór. Siedziałem i wpatrywałem się w ziemię. Kiedy już się wygadałem, zamilkłem. I czekałem tylko na jakąś radę, którą powie mi mama. Ale jej nie usłyszałem. Dlaczego? Bo ją też straciłem. Tylko o wiele wcześniej.
Usłyszałem czyjeś kroki. Drobne i miękkie. Odwróciłem się natychmiast z myślą, że może Emma wróciła, ale ujrzałem kogoś, kogo tak bardzo znienawidziłem.
- Van? Co ty tutaj robisz?
- Chcę porozmawiać.
- Ale ja nie chcę!
W jednej chwili wszystkie emocje wzięły nade mną górę. Wszystko rozumiałem. Wszystko! To była tylko i wyłącznie wina Vanessy, że Emma mnie odrzuciła. Nie wiem, dlaczego tak zrobiła. Przecież dobrze wiedziała, że nie będę z nią szczęśliwy. To dlaczego tak postąpiła? Czy naprawdę nie zależało jej na moim szczęściu?
Nie chcąc kłócić się na cmentarzu pociągnąłem ją za bramę. Ale tylko tam. Nie zasłużyła na to, żebym ją gdzieś zapraszał.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? Zrujnowałaś mnie! Zostawiłaś kiedy cię potrzebowałem. A teraz wracasz i mówisz, że mnie kochasz? Myślisz, że nie wiem jak mnie zdradzałaś na prawo i lewo?! To jest ta twoja cholerna miłość?!
Dziewczyna przyjęła moje wrzaski z pokorą i odezwała się.
- Wiem, że źle zrobiłam, ale zrozumiałam swoje błędy. Kocham cię Gregor i chcę z tobą spędzić resztę życia. Zmieniłam się. Dam ci wszystko, co najlepsze, nie to co ta twoja Emma.
- Ona nic mi już nie da! Bo nagadałaś jej jakiś bzdur i nie chce mnie znać! Po raz kolejny pokazałaś na co cię stać. Nigdy ci tego nie wybaczę.
Nagle Vanessa złapała mnie i zbliżyła swoje usta do moich. Co czułem? Obrzydzenie. Jakby cały mój środek zagotował się i wrzał. Czy czułem coś do niej? Chyba nigdy tak naprawdę nie kochałem jej. Już dawno zrozumiałem, że nie mam do niej żalu za to, że zostawiła mnie. Tak było lepiej. Ale po prostu nie chciałem jej znać.
Bez słowa wyrwałem się i odszedłem. Miałem dość tego wszystkiego. W tej chwili pragnąłem schować się do łóżka i nigdy z niego nie wyjść. Była jeszcze jedna możliwość: napić się. I właśnie z niej skorzystałem.
Morgi chyba nie spodziewał się zobaczyć mnie za swoimi drzwiami. Jednak bez słowa wpuścił mnie i przyniósł mi butelkę wina. Nie czekając na zachętę wypiłem dużego łyka. W mig rozwiązał mi się język i przelałem wszystkie wątpliwości prosto do umysłu Thomasa. Nie myślałem wtedy o tym, że zwalam na niego swoje problemy. Przecież on zawsze mnie słuchał. To on był moim oparciem w trudnych chwilach. To on był ze mną po śmierci matki. I tylko on się nie poddał. Czy poczułem się lepiej? Chyba tak. Tylko on mógł mi teraz pomóc ujarzmić moje uczucia...
Mimo chłodnego wiatru i śniegu spadającego mi na twarz spędziłem tam cały wieczór. Siedziałem i wpatrywałem się w ziemię. Kiedy już się wygadałem, zamilkłem. I czekałem tylko na jakąś radę, którą powie mi mama. Ale jej nie usłyszałem. Dlaczego? Bo ją też straciłem. Tylko o wiele wcześniej.
Usłyszałem czyjeś kroki. Drobne i miękkie. Odwróciłem się natychmiast z myślą, że może Emma wróciła, ale ujrzałem kogoś, kogo tak bardzo znienawidziłem.
- Van? Co ty tutaj robisz?
- Chcę porozmawiać.
- Ale ja nie chcę!
W jednej chwili wszystkie emocje wzięły nade mną górę. Wszystko rozumiałem. Wszystko! To była tylko i wyłącznie wina Vanessy, że Emma mnie odrzuciła. Nie wiem, dlaczego tak zrobiła. Przecież dobrze wiedziała, że nie będę z nią szczęśliwy. To dlaczego tak postąpiła? Czy naprawdę nie zależało jej na moim szczęściu?
Nie chcąc kłócić się na cmentarzu pociągnąłem ją za bramę. Ale tylko tam. Nie zasłużyła na to, żebym ją gdzieś zapraszał.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? Zrujnowałaś mnie! Zostawiłaś kiedy cię potrzebowałem. A teraz wracasz i mówisz, że mnie kochasz? Myślisz, że nie wiem jak mnie zdradzałaś na prawo i lewo?! To jest ta twoja cholerna miłość?!
Dziewczyna przyjęła moje wrzaski z pokorą i odezwała się.
- Wiem, że źle zrobiłam, ale zrozumiałam swoje błędy. Kocham cię Gregor i chcę z tobą spędzić resztę życia. Zmieniłam się. Dam ci wszystko, co najlepsze, nie to co ta twoja Emma.
- Ona nic mi już nie da! Bo nagadałaś jej jakiś bzdur i nie chce mnie znać! Po raz kolejny pokazałaś na co cię stać. Nigdy ci tego nie wybaczę.
Nagle Vanessa złapała mnie i zbliżyła swoje usta do moich. Co czułem? Obrzydzenie. Jakby cały mój środek zagotował się i wrzał. Czy czułem coś do niej? Chyba nigdy tak naprawdę nie kochałem jej. Już dawno zrozumiałem, że nie mam do niej żalu za to, że zostawiła mnie. Tak było lepiej. Ale po prostu nie chciałem jej znać.
Bez słowa wyrwałem się i odszedłem. Miałem dość tego wszystkiego. W tej chwili pragnąłem schować się do łóżka i nigdy z niego nie wyjść. Była jeszcze jedna możliwość: napić się. I właśnie z niej skorzystałem.
Morgi chyba nie spodziewał się zobaczyć mnie za swoimi drzwiami. Jednak bez słowa wpuścił mnie i przyniósł mi butelkę wina. Nie czekając na zachętę wypiłem dużego łyka. W mig rozwiązał mi się język i przelałem wszystkie wątpliwości prosto do umysłu Thomasa. Nie myślałem wtedy o tym, że zwalam na niego swoje problemy. Przecież on zawsze mnie słuchał. To on był moim oparciem w trudnych chwilach. To on był ze mną po śmierci matki. I tylko on się nie poddał. Czy poczułem się lepiej? Chyba tak. Tylko on mógł mi teraz pomóc ujarzmić moje uczucia...
czwartek, 17 kwietnia 2014
Dwunasty, w którym miłość rozkwita
Na trening szedłem jak zawsze z Emmą. Rozstaliśmy się pod szatnią. Wszedłem do środka i zacząłem się przebierać. Po chwili wbiegł Thomas, cały w skowronkach.
- Słuchajcie, chyba się zakochałem!
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem w oczach i przez chwilę nie potrafiłem wymówić żadnego słowa. W przeciwieństwie do reszty, która otoczyła Morgiego i zaczęła zadawać mnóstwo pytań, ja stałem w miejscu. Jednak po chwili otrząsnąłem się. Nie powiedział mi. Nie powiedział, że poznał jakąś dziewczynę. Ale to przecież mój przyjaciel i będę cieszył się jego szczęściem.
Podszedłem do Thomasa, na co on mrugnął do mnie porozumiewawczo. Zrozumiałem, że nasza rozmowa zostanie przełożona na później.
- To opowiadaj.
- Jest brunetką. Ma piękne szare oczy. Ma na imię Kristina. Poznaliśmy się wczoraj, kiedy szedłem do sklepu. Ona stamtąd wychodziła i wpadłem na nią. Siatka jej pękła i wszystkie zakupy rozsypały się po ulicy. Schyliłem się żeby jej pomóc, a wtedy spojrzałem w te jej piękne oczy i poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie czułem. Kurcze, no! Po prostu nie mogę...
- A wziąłeś już od niej numer?- zapytał wesoło Kraft, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Śmiej się, śmiej, a zobaczysz, że zostaniesz sam.
- Mój urok osobisty na to nie pozwoli. I w przeciwieństwie do ciebie ja mam numer i z moją dziewczyną rozmawiam- powiedział wystawiając mu język.
- Gratuluję, Thomas. Przedstawisz nam ją, nie? W sensie jak już ją poznasz.
- Oczywiście. A teraz chodźcie, bo się spóźnimy.
Wszyscy wyszli z szatni, a Thomas dołączył się do mnie. Specjalnie zostaliśmy w tyle żeby móc spokojnie porozmawiać. Morgi spojrzał na mnie i zapytał jak moje sprawy z Emmą, na co ja roześmiałem się.
- A jak ma być? Ja chyba nie mam takiego powodzenia jak wy. Chciałem ją pocałować, ale się odsunęła. Chyba po prostu nic z tego nie będzie.
- Nie odpuszczaj tak szybko. Wszyscy trzymamy za ciebie kciuki. Będzie dobrze. A teraz chodźmy, bo Alex nas zabije i wtedy na pewno nie zdążysz poderwać Emmy.
Dostrzegłem Emmę na tyłach skoczni, w towarzystwie Vanessy. Przyspieszyłem, bo od razu zacząłem przeczuwać kłopoty. Z daleka usłyszałem tylko:
- Zostaw go w spokoju, bo inaczej pożałujesz! Ostrzegam cię.
Zaraz potem szybko odeszła, a Emma spojrzała na mnie i wesoło zamachała mi ręką. Widziałem jednak w jej oczach nutkę fałszu. Czułem, że coś przede mną ukrywa.
- Wszystko w porządku? Czego ona chciała?
- Słuchaj Gregor, wiem że ci się podobam i nie próbuj zaprzeczać. Chodzi mi tylko o to żebyś dał sobie spokój i wrócił do Vanessy. Ona cię naprawdę kocha.
Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. To na pewno była robota mojej byłej dziewczyny.
- Ale ja jej nie kocham. Przecież mówiłem ci, co ją trzyma przy mnie. Kasa. I nic tego nie zmieni.
- Zmieni Gregor. Przepraszam, ale tak będzie lepiej.
Już nic nie mówiąc pocałowałem Emmę. Przez chwilę czułem, że oddaje mi pocałunki, ale już po chwili odsunęła się. Patrząc mi w oczy powiedziała tylko:
- Zniszczyłeś naszą przyjaźń.
I odeszła... A ja stałem tak zszokowany ze złamanym sercem. I nie mogłem zrozumieć tego, co się właśnie stało.
- Słuchajcie, chyba się zakochałem!
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem w oczach i przez chwilę nie potrafiłem wymówić żadnego słowa. W przeciwieństwie do reszty, która otoczyła Morgiego i zaczęła zadawać mnóstwo pytań, ja stałem w miejscu. Jednak po chwili otrząsnąłem się. Nie powiedział mi. Nie powiedział, że poznał jakąś dziewczynę. Ale to przecież mój przyjaciel i będę cieszył się jego szczęściem.
Podszedłem do Thomasa, na co on mrugnął do mnie porozumiewawczo. Zrozumiałem, że nasza rozmowa zostanie przełożona na później.
- To opowiadaj.
- Jest brunetką. Ma piękne szare oczy. Ma na imię Kristina. Poznaliśmy się wczoraj, kiedy szedłem do sklepu. Ona stamtąd wychodziła i wpadłem na nią. Siatka jej pękła i wszystkie zakupy rozsypały się po ulicy. Schyliłem się żeby jej pomóc, a wtedy spojrzałem w te jej piękne oczy i poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie czułem. Kurcze, no! Po prostu nie mogę...
- A wziąłeś już od niej numer?- zapytał wesoło Kraft, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Śmiej się, śmiej, a zobaczysz, że zostaniesz sam.
- Mój urok osobisty na to nie pozwoli. I w przeciwieństwie do ciebie ja mam numer i z moją dziewczyną rozmawiam- powiedział wystawiając mu język.
- Gratuluję, Thomas. Przedstawisz nam ją, nie? W sensie jak już ją poznasz.
- Oczywiście. A teraz chodźcie, bo się spóźnimy.
Wszyscy wyszli z szatni, a Thomas dołączył się do mnie. Specjalnie zostaliśmy w tyle żeby móc spokojnie porozmawiać. Morgi spojrzał na mnie i zapytał jak moje sprawy z Emmą, na co ja roześmiałem się.
- A jak ma być? Ja chyba nie mam takiego powodzenia jak wy. Chciałem ją pocałować, ale się odsunęła. Chyba po prostu nic z tego nie będzie.
- Nie odpuszczaj tak szybko. Wszyscy trzymamy za ciebie kciuki. Będzie dobrze. A teraz chodźmy, bo Alex nas zabije i wtedy na pewno nie zdążysz poderwać Emmy.
Dostrzegłem Emmę na tyłach skoczni, w towarzystwie Vanessy. Przyspieszyłem, bo od razu zacząłem przeczuwać kłopoty. Z daleka usłyszałem tylko:
- Zostaw go w spokoju, bo inaczej pożałujesz! Ostrzegam cię.
Zaraz potem szybko odeszła, a Emma spojrzała na mnie i wesoło zamachała mi ręką. Widziałem jednak w jej oczach nutkę fałszu. Czułem, że coś przede mną ukrywa.
- Wszystko w porządku? Czego ona chciała?
- Słuchaj Gregor, wiem że ci się podobam i nie próbuj zaprzeczać. Chodzi mi tylko o to żebyś dał sobie spokój i wrócił do Vanessy. Ona cię naprawdę kocha.
Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. To na pewno była robota mojej byłej dziewczyny.
- Ale ja jej nie kocham. Przecież mówiłem ci, co ją trzyma przy mnie. Kasa. I nic tego nie zmieni.
- Zmieni Gregor. Przepraszam, ale tak będzie lepiej.
Już nic nie mówiąc pocałowałem Emmę. Przez chwilę czułem, że oddaje mi pocałunki, ale już po chwili odsunęła się. Patrząc mi w oczy powiedziała tylko:
- Zniszczyłeś naszą przyjaźń.
I odeszła... A ja stałem tak zszokowany ze złamanym sercem. I nie mogłem zrozumieć tego, co się właśnie stało.
wtorek, 25 marca 2014
Jedenasty, w którym rozmyśla nad swoimi uczuciami
Moje treningi szły coraz lepiej. Cały czas odczuwałem radość z tego, co robię. Czułem się szczęśliwy. Reszta chłopaków chyba też odczuwała swojego rodzaju radość. Wciąż się starali, ale znowu to ja dostawałem największy wycisk. Oni mogli wyluzować. Pasowało im to. I mi też.
Z treningu wracałem jak zawsze z Emmą. Nasze relacje wyglądały naturalnie: przyjaźniliśmy się. Ona zdawała się być zadowolona z takiego obrotu sprawy. A ja? Ja zrozumiałem, że ją kocham. Zarówno miłością przyjacielską jak i miłością prawdziwą. Wpadłem. Zakochałem się na zabój. A jeśli ją kocham to zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa. Jeśli nie ze mną, to trudno. Zależy mi na niej. Cholernie mi zależy.
Szliśmy alejką w parku wesoło rozmawiając, kiedy podeszła do nas... Vanessa. Siłą woli powstrzymałem się od wywrócenia oczami. Ona była zakończonym etapem w moim życiu. Tak właściwie to nigdy jej nie kochałem. Po prostu podobała mi się. Zrozumiałem, że leciała tylko na moją kasę. Kiedy się załamałem i skończyłem karierę, ona odsunęła się ode mnie mówiąc, że "nie pasujemy do siebie".
Podeszła do nas z promiennym uśmiechem, całkowicie ignorując Emmę. Przytuliła się do mnie i pocałowała w policzek.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Chyba nie. Byłaś na imprezie u Hayboecka. Widziałem cię.
Roześmiała się. Emma stała obok z zainteresowaniem przyglądając się dziewczynie. Vanessa spojrzała na nią przelotnie.
- Mogłabyś zostawić nas samych?
Emma już otwierała usta żeby odpowiedzieć, ale dostrzegła moje błagalne spojrzenie. Uśmiechnęła się słodko do Vanessy i spojrzała na mnie.
- Skarbie? Możemy już iść? Słabo się czuje- powiedziała Emma łapiąc się za głowę.
Z udawanym przestrachem złapałem mdlejącą przyjaciółkę i objąłem ją ramieniem.
- Przykro mi. Muszę już iść- powiedziałem przepraszając byłą dziewczynę.
Spojrzałem na jej wściekłą twarz i odeszliśmy razem z Emmą. Obejmowałem ją jeszcze przez jakiś czas, zanim nie powiedziała, że Vanessa zniknęła z pola widzenia.
- Gregor? Chcesz porozmawiać?- zapytała mnie patrząc w moje oczy z wyraźną troską.
Westchnąłem cicho i pociągnąłem ją za sobą na ławkę.
- To była moja była, Vanessa. Byłem z nią prawie dwa lata. Nie kochałem jej. Po prostu... Nie chcę żebyś sobie źle o mnie pomyślała, ale podobała mi się. A ja potrzebowałem uczucia. Potrzebowałem miłości. Może nie byliśmy ze sobą szczęśliwi, ale było nam ze sobą dobrze. Kiedy przestałem skakać i zarabiać pieniądze zostawiła mnie. Właśnie wtedy kiedy jej potrzebowałem... Żałosne, nie? Biedny, porzucony skoczek narciarski. Tak mogłyby brzmieć nagłówki gazet.
- Nie użalaj się nad sobą. Nie była ciebie warta. Poleciała na kasę.
- Dzięki. W twoich ustach brzmi to jeszcze żałośniej- powiedziałem z ironią.
- Gregor, posłuchaj...- powiedziała biorąc mnie za rękę. Mimowolnie spojrzałem jej w oczy.- Jesteś kimś znaczenie lepszym niż zwykły, bogaty skoczek narciarski. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Tylko jeszcze nie docenionym. Ale na pewno znajdzie się ktoś kto cię doceni. I pokocha. Tylko najpierw ty sam musisz się zaakceptować. Rozumiesz?
Patrzyłem jej w oczy. W te piękne, brązowe tęczówki. Widziałem w nich troskę i upór. Wyraźnie oczekiwała odpowiedzi. Otrząsnąłem się i pokiwałem głową.
- Dzięki Emma.
Uśmiechnęła się.
- Zawsze do usług.
Zbliżyłem się i nachyliłem, żeby ją pocałować, ale ona nagle wstała i wyciągnęła do mnie rękę.
- Chodźmy. Zimno się robi.
Podążyłem za nią. Co ja na to poradzę, że ona mnie nie kocha? Ale pomimo wszystko będę się starał. Nie pozwolę, żeby ktoś lub coś zniszczyło nasze relacje.
Z treningu wracałem jak zawsze z Emmą. Nasze relacje wyglądały naturalnie: przyjaźniliśmy się. Ona zdawała się być zadowolona z takiego obrotu sprawy. A ja? Ja zrozumiałem, że ją kocham. Zarówno miłością przyjacielską jak i miłością prawdziwą. Wpadłem. Zakochałem się na zabój. A jeśli ją kocham to zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa. Jeśli nie ze mną, to trudno. Zależy mi na niej. Cholernie mi zależy.
Szliśmy alejką w parku wesoło rozmawiając, kiedy podeszła do nas... Vanessa. Siłą woli powstrzymałem się od wywrócenia oczami. Ona była zakończonym etapem w moim życiu. Tak właściwie to nigdy jej nie kochałem. Po prostu podobała mi się. Zrozumiałem, że leciała tylko na moją kasę. Kiedy się załamałem i skończyłem karierę, ona odsunęła się ode mnie mówiąc, że "nie pasujemy do siebie".
Podeszła do nas z promiennym uśmiechem, całkowicie ignorując Emmę. Przytuliła się do mnie i pocałowała w policzek.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Chyba nie. Byłaś na imprezie u Hayboecka. Widziałem cię.
Roześmiała się. Emma stała obok z zainteresowaniem przyglądając się dziewczynie. Vanessa spojrzała na nią przelotnie.
- Mogłabyś zostawić nas samych?
Emma już otwierała usta żeby odpowiedzieć, ale dostrzegła moje błagalne spojrzenie. Uśmiechnęła się słodko do Vanessy i spojrzała na mnie.
- Skarbie? Możemy już iść? Słabo się czuje- powiedziała Emma łapiąc się za głowę.
Z udawanym przestrachem złapałem mdlejącą przyjaciółkę i objąłem ją ramieniem.
- Przykro mi. Muszę już iść- powiedziałem przepraszając byłą dziewczynę.
Spojrzałem na jej wściekłą twarz i odeszliśmy razem z Emmą. Obejmowałem ją jeszcze przez jakiś czas, zanim nie powiedziała, że Vanessa zniknęła z pola widzenia.
- Gregor? Chcesz porozmawiać?- zapytała mnie patrząc w moje oczy z wyraźną troską.
Westchnąłem cicho i pociągnąłem ją za sobą na ławkę.
- To była moja była, Vanessa. Byłem z nią prawie dwa lata. Nie kochałem jej. Po prostu... Nie chcę żebyś sobie źle o mnie pomyślała, ale podobała mi się. A ja potrzebowałem uczucia. Potrzebowałem miłości. Może nie byliśmy ze sobą szczęśliwi, ale było nam ze sobą dobrze. Kiedy przestałem skakać i zarabiać pieniądze zostawiła mnie. Właśnie wtedy kiedy jej potrzebowałem... Żałosne, nie? Biedny, porzucony skoczek narciarski. Tak mogłyby brzmieć nagłówki gazet.
- Nie użalaj się nad sobą. Nie była ciebie warta. Poleciała na kasę.
- Dzięki. W twoich ustach brzmi to jeszcze żałośniej- powiedziałem z ironią.
- Gregor, posłuchaj...- powiedziała biorąc mnie za rękę. Mimowolnie spojrzałem jej w oczy.- Jesteś kimś znaczenie lepszym niż zwykły, bogaty skoczek narciarski. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Tylko jeszcze nie docenionym. Ale na pewno znajdzie się ktoś kto cię doceni. I pokocha. Tylko najpierw ty sam musisz się zaakceptować. Rozumiesz?
Patrzyłem jej w oczy. W te piękne, brązowe tęczówki. Widziałem w nich troskę i upór. Wyraźnie oczekiwała odpowiedzi. Otrząsnąłem się i pokiwałem głową.
- Dzięki Emma.
Uśmiechnęła się.
- Zawsze do usług.
Zbliżyłem się i nachyliłem, żeby ją pocałować, ale ona nagle wstała i wyciągnęła do mnie rękę.
- Chodźmy. Zimno się robi.
Podążyłem za nią. Co ja na to poradzę, że ona mnie nie kocha? Ale pomimo wszystko będę się starał. Nie pozwolę, żeby ktoś lub coś zniszczyło nasze relacje.
środa, 5 marca 2014
Dziesiąty, w którym spędzają ze sobą dużo czasu
Następnego ranka obudziłem się w sypialni Michiego. Obok mnie spał Michi i Morgi. Na łóżku leżały Emma i Maddy. Powoli, tak żeby nikogo nie zbudzić, zacząłem wstawać. Jednak Emma się przebudziła. Gestem nakazałem jej ciszę.
Po cichu wyszliśmy z pokoju.
- Gdzie idziesz?- powiedziała kiedy przechodziliśmy przez salon pełen pijanych skoczków.
- Pobiegać. Chcesz iść ze mną?
- Jasne!
Razem wyszliśmy do parku. Muszę przyznać, że Emma całkiem nieźle biegała. Doszło do tego, że zaczęliśmy się ścigać. Wygrałem, ale naprawdę niewiele brakowało. Z Emmą miło spędzało się czas. Zawsze mnie rozumiała i doceniała.
- Powtórka?- spytała mnie śmiejąc się.
- Nigdy w życiu!- powiedziałem łapiąc oddech.
Postanowiłem, że nie będę wracał do Michiego, tylko od razu pobiegnę na cmentarz. Odwróciłem się do Emmy w celu powiedzenia jej tego, a wtedy usłyszałem nieśmiałe pytanie z jej ust.
- Mogę iść z tobą?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Właściwie to już raz była ze mną, a jej towarzystwo mi nie przeszkadzało. Więc dlaczego nie?
- Jasne. Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę cmentarza. Jak zawsze przystanąłem na chwilę, aby kupić znicz i kwiaty. Poprosiłem te, co zawsze i zostałem obdarowany tym spojrzeniem co zawsze. Poczułem, że Emma chwyta mnie za rękę. Odwzajemniłem więc uścisk i uśmiechnąłem się. Po chwili szliśmy pustą alejką w stronę grobu mojej matki.
Kiedy byliśmy już na miejscu Emma spojrzała na mnie niepewnie, jakby się obawiała, że zakłóci mój spokój. Objąłem ją więc ramieniem i pociągnąłem na ławkę.
Jak zawsze kiedy odwiedzałem Jej grób czas zdawał się stawać w miejscu. Tym razem też tak było. Wcale nie przeszkadzało mi towarzystwo dziewczyny, wręcz przeciwnie. Wydawać by się mogło, że czułem się znacznie lepiej na duchu kiedy siedziałem obok niej.
- Opowiedz mi o niej coś więcej- poprosiła.
Zacząłem mówić. W prośbie dziewczyny było coś takiego, co samo zachęcało do opowiadania. Kiedy patrzyłem w jej oczy wydawało mi się, że obok mnie siedzi młodsza siostra, która nie pamięta swojej matki, a bardzo by chciała. Emma oparła mi głowę na ramieniu i wsłuchiwała się w mój głos. Zdawałem sobie sprawę, że nie ma już nas bardzo długo, ale nie zawracałem sobie tym głowy. Obecność dziewczyny przy moim boku rozpaliła uczucia, które tłamsiłem w sobie od śmierci matki. Przede wszystkim chęć wygadania się komuś i potrzebę zrozumienia. Ona właśnie dawała mi to wszystko. Rozpaliła w moim sercu iskierkę radości, która zgasła dwa lata wcześniej.
W końcu jednak kiedy złapał nas głód, wstaliśmy. Odprowadziłem Emmę pod jej dom, a sam udałem się do siebie. Cały czas myślałem o połowie dnia, którą z nią spędziłem. Ona wzbudzała we mnie pozytywne emocje, które nie dawały się zastąpić niczym innym. A może wcale tego nie chciałem? Chciałem czuć, że komuś na mnie zależy. Że ktoś mnie wysłucha, pocieszy i zrozumie. Chciałem po prostu wreszcie stanąć na nogi. I powoli stawałem. Dzięki jej obecności.
Bardzo przepraszam za to powyżej ^^ Ale mam trzeci dzień szkoły i już mam dosyć :(
Po cichu wyszliśmy z pokoju.
- Gdzie idziesz?- powiedziała kiedy przechodziliśmy przez salon pełen pijanych skoczków.
- Pobiegać. Chcesz iść ze mną?
- Jasne!
Razem wyszliśmy do parku. Muszę przyznać, że Emma całkiem nieźle biegała. Doszło do tego, że zaczęliśmy się ścigać. Wygrałem, ale naprawdę niewiele brakowało. Z Emmą miło spędzało się czas. Zawsze mnie rozumiała i doceniała.
- Powtórka?- spytała mnie śmiejąc się.
- Nigdy w życiu!- powiedziałem łapiąc oddech.
Postanowiłem, że nie będę wracał do Michiego, tylko od razu pobiegnę na cmentarz. Odwróciłem się do Emmy w celu powiedzenia jej tego, a wtedy usłyszałem nieśmiałe pytanie z jej ust.
- Mogę iść z tobą?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Właściwie to już raz była ze mną, a jej towarzystwo mi nie przeszkadzało. Więc dlaczego nie?
- Jasne. Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę cmentarza. Jak zawsze przystanąłem na chwilę, aby kupić znicz i kwiaty. Poprosiłem te, co zawsze i zostałem obdarowany tym spojrzeniem co zawsze. Poczułem, że Emma chwyta mnie za rękę. Odwzajemniłem więc uścisk i uśmiechnąłem się. Po chwili szliśmy pustą alejką w stronę grobu mojej matki.
Kiedy byliśmy już na miejscu Emma spojrzała na mnie niepewnie, jakby się obawiała, że zakłóci mój spokój. Objąłem ją więc ramieniem i pociągnąłem na ławkę.
Jak zawsze kiedy odwiedzałem Jej grób czas zdawał się stawać w miejscu. Tym razem też tak było. Wcale nie przeszkadzało mi towarzystwo dziewczyny, wręcz przeciwnie. Wydawać by się mogło, że czułem się znacznie lepiej na duchu kiedy siedziałem obok niej.
- Opowiedz mi o niej coś więcej- poprosiła.
Zacząłem mówić. W prośbie dziewczyny było coś takiego, co samo zachęcało do opowiadania. Kiedy patrzyłem w jej oczy wydawało mi się, że obok mnie siedzi młodsza siostra, która nie pamięta swojej matki, a bardzo by chciała. Emma oparła mi głowę na ramieniu i wsłuchiwała się w mój głos. Zdawałem sobie sprawę, że nie ma już nas bardzo długo, ale nie zawracałem sobie tym głowy. Obecność dziewczyny przy moim boku rozpaliła uczucia, które tłamsiłem w sobie od śmierci matki. Przede wszystkim chęć wygadania się komuś i potrzebę zrozumienia. Ona właśnie dawała mi to wszystko. Rozpaliła w moim sercu iskierkę radości, która zgasła dwa lata wcześniej.
W końcu jednak kiedy złapał nas głód, wstaliśmy. Odprowadziłem Emmę pod jej dom, a sam udałem się do siebie. Cały czas myślałem o połowie dnia, którą z nią spędziłem. Ona wzbudzała we mnie pozytywne emocje, które nie dawały się zastąpić niczym innym. A może wcale tego nie chciałem? Chciałem czuć, że komuś na mnie zależy. Że ktoś mnie wysłucha, pocieszy i zrozumie. Chciałem po prostu wreszcie stanąć na nogi. I powoli stawałem. Dzięki jej obecności.
Bardzo przepraszam za to powyżej ^^ Ale mam trzeci dzień szkoły i już mam dosyć :(
poniedziałek, 24 lutego 2014
Dziewiąty, kiedy oddaje pierwszy skok
W Sobotę mieliśmy kolejny trening. Emma przyszła do mnie rano i razem poszliśmy. Przez całą drogę wesoło rozmawialiśmy. Obiecałem sobie, że tym razem wezmę udział w treningu. Emma o nic nie pytała. Była pewna, że dam sobie radę.
Na początek trener kazał nam biegać dziesięć kółek. Nie za dobrze zacząłem, bo wszyscy byli weseli i Pointner kazał nam biegać jeszcze dziesięć. Na jego słowa Emma zaśmiała się.
A potem nadszedł czas kiedy wszyscy przebraliśmy się, wzięliśmy narty w ręce i poszliśmy na skocznię. Morgi podszedł do mnie i szepnął, że będzie dobrze. Łatwo mu było mówić. On cały czas skakał, ja miałem dwuletnia przerwę.
Thomas skakał pierwszy. Za nim Manuel, Stefan i reszta. Ja zostałem na koniec. Doskonale wiedziałem, że wszyscy na dole czekają na mój skok. Przypomniałem sobie uśmiech Emmy kiedy wspomniałem jej, że skoczę i usiadłem na belce.
To było wspaniałe uczucie. Czuć wiatr, tą adrenalinę. Na nowo powróciły wszystkie emocje i wspomnienia. Przywołałem w pamięci obraz mamy i ruszyłem. Dobrze wybiłem się z progu. Czułem to. Lekka koordynacja sylwetki i telemark. Szybko poszło. Wiem, że skoczyłem dobrze.
Chłopcy po kolei mi gratulowali. Potem podszedł do mnie trener.
- Witamy z powrotem, Schlierenzauer.
I uścisnął mi dłoń. A na samym końcu przytuliłem do siebie Emmę. Bo to wszystko dzięki niej. Teraz wiedziałem, że mam dla kogo skakać.
Po treningu poszliśmy na obiecaną imprezę do Michaela. Hayboeck z uśmiechem otworzył nam drzwi swojego pięknego domu i wręczył każdemu po butelce piwa. Spodziewałem się jakie będą skutki tej imprezy- pijana kadra Austriacka. Ciekawy widok.
Chłopacy uparli się, że porozwieszają wszędzie balony, więc musiałem im pomóc. Emma też się zaangażowała. Kątem oka widziałem jak wchodzi na krzesło i bierze od Fettnera serpentynę. A potem obok przebiegł Diethart i zepchnął ją z krzesła.
W ostatniej chwili udało mi się ją złapać. Z wdzięcznością pocałowała mnie w policzek. To było miłe. Postawiłem ją i poszedłem dalej pomagać chłopakom.
Wkrótce potem impreza się rozkręciła. Kraft i Diethart byli nieźle nawaleni. Po chwili do ich grupki dołączył też Loitzl. Mieli wspaniały pomysł żeby owinąć dom Michiego papierem toaletowym. Zaśmiałem się po cichu.
Tylko Morgi zachowywał umiar i dużo nie pił. Tak było na każdej imprezie. Pilnował nas. Ale sam pomagał chłopakom w ich głupich pomysłach. Drugą trzeźwą osobą był Michi. Poznał ładną, wesołą blondynkę i z zauroczeniem wpatrywał się w błękit jej oczu. Wiedziałem, że teraz to jego już nic nie obchodzi poza nią. Nawet mi jej nie przedstawił. Sama to zrobiła. Na imię jej było Maddy.
W salonie zauważyłem moją byłą dziewczynę, Vanessę. Nie mam pojęcia, co ona tu robiła, ale nie mogłem zapytać o to Michaela, bo i tak nie otrzymałbym odpowiedzi. Byłem zły, że się tu znalazła. Kiedyś złamała mi serce zostawiając mnie, kiedy najbardziej jej potrzebowałem. Postanowiłem odszukać Emmę. Znalazłem ją kilka kroków dalej kiedy obejmował ją Fettner. Chyba musiałem się przewietrzyć.
Wyszedłem na zewnątrz dając tylko znak Morgiemu, że się oddalam. Zarzuciłem kurtkę na ramiona i założyłem kaptur na głowę. Zacząłem iść w stronę parku. Kilka minut później, kiedy siedziałem na ławce, usłyszałem, że ktoś siada obok mnie. Odwróciłem się i ujrzałem uśmiechniętą Emmę.
- Ale zapijaczony ten wasz Team.
Uśmiechnąłem się. Co ona miała w sobie takiego, że tak na mnie wpływała?
- Bez przesady. Czasem nam się zdarza.
- Chyba nie tobie i Morgiemu.
- Morgiemu nigdy, a ja jak widzisz poszedłem się przewietrzyć. Dzisiaj wyjątek stanowi też zakochany Michi- roześmiałem się cicho.
- Schlieri? Zdajesz sobie sprawę, że ten twój dzisiejszy skok był świetny?
Spojrzałem na nią i roześmiałem się. Potem objąłem ją ramieniem i wróciliśmy do środka. Tam Michi chyba wreszcie zrozumiał, co stało się w jego mieszkaniu i nieźle się wściekł. Ale to na nic, bo chłopacy byli tak upici, że pozasypiali na środku pokoju jeden na drugim. Michael chcą się zemścić wrzucił ich zdjęcie na wszystkie swoje profile społecznościowe. A potem zabraliśmy się za sprzątanie.
Z pomocą przyszedł nam Morgi i Maddy. Jakoś się z tym uwinęliśmy. Michi zaproponował, żebyśmy zostali na noc. Zgodziliśmy się.
Tak, Madziu to wszystko dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się podoba :)
Na początek trener kazał nam biegać dziesięć kółek. Nie za dobrze zacząłem, bo wszyscy byli weseli i Pointner kazał nam biegać jeszcze dziesięć. Na jego słowa Emma zaśmiała się.
A potem nadszedł czas kiedy wszyscy przebraliśmy się, wzięliśmy narty w ręce i poszliśmy na skocznię. Morgi podszedł do mnie i szepnął, że będzie dobrze. Łatwo mu było mówić. On cały czas skakał, ja miałem dwuletnia przerwę.
Thomas skakał pierwszy. Za nim Manuel, Stefan i reszta. Ja zostałem na koniec. Doskonale wiedziałem, że wszyscy na dole czekają na mój skok. Przypomniałem sobie uśmiech Emmy kiedy wspomniałem jej, że skoczę i usiadłem na belce.
To było wspaniałe uczucie. Czuć wiatr, tą adrenalinę. Na nowo powróciły wszystkie emocje i wspomnienia. Przywołałem w pamięci obraz mamy i ruszyłem. Dobrze wybiłem się z progu. Czułem to. Lekka koordynacja sylwetki i telemark. Szybko poszło. Wiem, że skoczyłem dobrze.
Chłopcy po kolei mi gratulowali. Potem podszedł do mnie trener.
- Witamy z powrotem, Schlierenzauer.
I uścisnął mi dłoń. A na samym końcu przytuliłem do siebie Emmę. Bo to wszystko dzięki niej. Teraz wiedziałem, że mam dla kogo skakać.
Po treningu poszliśmy na obiecaną imprezę do Michaela. Hayboeck z uśmiechem otworzył nam drzwi swojego pięknego domu i wręczył każdemu po butelce piwa. Spodziewałem się jakie będą skutki tej imprezy- pijana kadra Austriacka. Ciekawy widok.
Chłopacy uparli się, że porozwieszają wszędzie balony, więc musiałem im pomóc. Emma też się zaangażowała. Kątem oka widziałem jak wchodzi na krzesło i bierze od Fettnera serpentynę. A potem obok przebiegł Diethart i zepchnął ją z krzesła.
W ostatniej chwili udało mi się ją złapać. Z wdzięcznością pocałowała mnie w policzek. To było miłe. Postawiłem ją i poszedłem dalej pomagać chłopakom.
Wkrótce potem impreza się rozkręciła. Kraft i Diethart byli nieźle nawaleni. Po chwili do ich grupki dołączył też Loitzl. Mieli wspaniały pomysł żeby owinąć dom Michiego papierem toaletowym. Zaśmiałem się po cichu.
Tylko Morgi zachowywał umiar i dużo nie pił. Tak było na każdej imprezie. Pilnował nas. Ale sam pomagał chłopakom w ich głupich pomysłach. Drugą trzeźwą osobą był Michi. Poznał ładną, wesołą blondynkę i z zauroczeniem wpatrywał się w błękit jej oczu. Wiedziałem, że teraz to jego już nic nie obchodzi poza nią. Nawet mi jej nie przedstawił. Sama to zrobiła. Na imię jej było Maddy.
W salonie zauważyłem moją byłą dziewczynę, Vanessę. Nie mam pojęcia, co ona tu robiła, ale nie mogłem zapytać o to Michaela, bo i tak nie otrzymałbym odpowiedzi. Byłem zły, że się tu znalazła. Kiedyś złamała mi serce zostawiając mnie, kiedy najbardziej jej potrzebowałem. Postanowiłem odszukać Emmę. Znalazłem ją kilka kroków dalej kiedy obejmował ją Fettner. Chyba musiałem się przewietrzyć.
Wyszedłem na zewnątrz dając tylko znak Morgiemu, że się oddalam. Zarzuciłem kurtkę na ramiona i założyłem kaptur na głowę. Zacząłem iść w stronę parku. Kilka minut później, kiedy siedziałem na ławce, usłyszałem, że ktoś siada obok mnie. Odwróciłem się i ujrzałem uśmiechniętą Emmę.
- Ale zapijaczony ten wasz Team.
Uśmiechnąłem się. Co ona miała w sobie takiego, że tak na mnie wpływała?
- Bez przesady. Czasem nam się zdarza.
- Chyba nie tobie i Morgiemu.
- Morgiemu nigdy, a ja jak widzisz poszedłem się przewietrzyć. Dzisiaj wyjątek stanowi też zakochany Michi- roześmiałem się cicho.
- Schlieri? Zdajesz sobie sprawę, że ten twój dzisiejszy skok był świetny?
Spojrzałem na nią i roześmiałem się. Potem objąłem ją ramieniem i wróciliśmy do środka. Tam Michi chyba wreszcie zrozumiał, co stało się w jego mieszkaniu i nieźle się wściekł. Ale to na nic, bo chłopacy byli tak upici, że pozasypiali na środku pokoju jeden na drugim. Michael chcą się zemścić wrzucił ich zdjęcie na wszystkie swoje profile społecznościowe. A potem zabraliśmy się za sprzątanie.
Z pomocą przyszedł nam Morgi i Maddy. Jakoś się z tym uwinęliśmy. Michi zaproponował, żebyśmy zostali na noc. Zgodziliśmy się.
Tak, Madziu to wszystko dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się podoba :)
czwartek, 20 lutego 2014
Ósmy, kiedy idzie na trening
Kiedy tylko Morgi wrócił z zawodów od razu domagał się wytłumaczenia. Biedaczek, chyba naprawdę był tym zaaferowany. Jak wytłumaczyłem mu z kim oglądałem te skoki zrobił uradowaną minę.
- Muszę ją w końcu poznać! Mówiłeś, że to siostra Manuela? Nigdy nie widziałem jej na zawodach.
- Dopiero co wróciła do kraju. Była na studiach z psychologii.
- Widzę, że ty dużo o niej wiesz. A jej braciszek wie, że się nią tak interesujesz?
- Jak mu powiedziała, to wie. Ja Poppiego długo nie widziałem. Nie miałem jak mu powiedzieć.
- Ty się nie wykręcaj. W następny weekend Michi robi imprezę. To będzie świetna okazja do pogadania z Manuelem. I przyprowadzenia ze sobą Emmy.
- Nie wiem czy będę.
- Nawet nie myśl, że się wykręcisz! Chłopcy tęsknią- powiedział szczerząc się w uśmiechu.
Wywróciłem oczami. Za czym mieliby tęsknić? O ile dobrze pamiętam to zgarniałem im wszystkie zwycięstwa sprzed nosa. Choć nie ukrywam, że naprawdę się ze mną cieszyli.
- Jeszcze pomyślę- powiedziałem kończąc dyskusję. Morgi tylko wzruszył ramionami.
Kilka dni później znowu poszedłem na spacer z Emmą. Wyglądała cudownie! Wręcz tryskała humorem i optymizmem. Ze śmiechem spytałem, co jest źródłem jej dobrego humoru.
- Manuel radzi sobie coraz lepiej. W końcu w siebie uwierzył- spojrzała mi bystro w oczy.- Tak w ogóle to nie miałam okazji podziękować ci za uratowanie mu życia. Nie wiem co mu strzeliło do głowy. Tak czy siak, dziękuje.
- Jesteś z nim bardzo blisko, prawda?
- Tak. To moja jedyna rodzina. Z resztą od dziecka świetnie się dogadywaliśmy.
- Wspominał coś, że tylko ty go rozumiesz.
- Tak powiedział? Chyba mnie przecenia.
- Ależ skąd! Przecież mi też pomogłaś. Zupełnie bezinteresownie. Jesteś wspaniała.
Emma zarumieniła się. Postanowiłem, że w końcu zapytam ją o to, co planowałem już od początku rozmowy.
- I wiesz mam do ciebie prośbę. Jutro jest trening chłopaków. Nie poszłabyś tam ze mną?
Spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. Wyglądała uroczo.
- Naprawdę idziesz? To super! A jesteś pewien, że sobie poradzisz?
- Chwila. A czy ja powiedziałem, że od razu wezmę udział w tym treningu? Na początek chcę popatrzeć.
- Zgoda. Ale jestem pewna, że już niedługo zobaczę ciebie w akcji.
Uśmiechnęła się szeroko, a ja zawtórowałem jej tym samym.
Następnego dnia do moich drzwi zapukał Thomas. Ku mojemu zdziwieniu stała z nim Emma. Wpuściłem ich do środka. Morgi uśmiechnął się do mnie znacząco. Zignorowałem go i założyłem kurtkę. Razem wyszliśmy na trening.
Trener bardzo zdziwił się na mój widok. Tak samo reszta chłopaków. Ale ucieszyli się. Z radością przywitali też Emmę. Pointner zagonił ich do roboty.
Z lekkością na sercu patrzyłem jak skaczą. Thomas miał rację- byli świetni! Manuel lądował daleko i pewnie, to samo Hayboeck i Loitzl. Kraft i Fettner, a z nimi Diethart, Morgi i Kofler. Wszyscy się dobrze spisywali. Trener mógł być zadowolony.
Cały ten czas rozmawiałem z Emmą. Była naprawdę dobrze obeznana w skokach. Ale w końcu miała brata skoczka. Po treningu podszedł do nas Michael.
- Chciałem was oficjalnie zaprosić na imprezę, w sobotę. Będziecie, nie?
Zanim zdołałem otworzyć usta wyprzedziła mnie Emma. Z entuzjazmem przyjęła ten pomysł. Zostało mi już tylko się z tym pogodzić...
- Muszę ją w końcu poznać! Mówiłeś, że to siostra Manuela? Nigdy nie widziałem jej na zawodach.
- Dopiero co wróciła do kraju. Była na studiach z psychologii.
- Widzę, że ty dużo o niej wiesz. A jej braciszek wie, że się nią tak interesujesz?
- Jak mu powiedziała, to wie. Ja Poppiego długo nie widziałem. Nie miałem jak mu powiedzieć.
- Ty się nie wykręcaj. W następny weekend Michi robi imprezę. To będzie świetna okazja do pogadania z Manuelem. I przyprowadzenia ze sobą Emmy.
- Nie wiem czy będę.
- Nawet nie myśl, że się wykręcisz! Chłopcy tęsknią- powiedział szczerząc się w uśmiechu.
Wywróciłem oczami. Za czym mieliby tęsknić? O ile dobrze pamiętam to zgarniałem im wszystkie zwycięstwa sprzed nosa. Choć nie ukrywam, że naprawdę się ze mną cieszyli.
- Jeszcze pomyślę- powiedziałem kończąc dyskusję. Morgi tylko wzruszył ramionami.
Kilka dni później znowu poszedłem na spacer z Emmą. Wyglądała cudownie! Wręcz tryskała humorem i optymizmem. Ze śmiechem spytałem, co jest źródłem jej dobrego humoru.
- Manuel radzi sobie coraz lepiej. W końcu w siebie uwierzył- spojrzała mi bystro w oczy.- Tak w ogóle to nie miałam okazji podziękować ci za uratowanie mu życia. Nie wiem co mu strzeliło do głowy. Tak czy siak, dziękuje.
- Jesteś z nim bardzo blisko, prawda?
- Tak. To moja jedyna rodzina. Z resztą od dziecka świetnie się dogadywaliśmy.
- Wspominał coś, że tylko ty go rozumiesz.
- Tak powiedział? Chyba mnie przecenia.
- Ależ skąd! Przecież mi też pomogłaś. Zupełnie bezinteresownie. Jesteś wspaniała.
Emma zarumieniła się. Postanowiłem, że w końcu zapytam ją o to, co planowałem już od początku rozmowy.
- I wiesz mam do ciebie prośbę. Jutro jest trening chłopaków. Nie poszłabyś tam ze mną?
Spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. Wyglądała uroczo.
- Naprawdę idziesz? To super! A jesteś pewien, że sobie poradzisz?
- Chwila. A czy ja powiedziałem, że od razu wezmę udział w tym treningu? Na początek chcę popatrzeć.
- Zgoda. Ale jestem pewna, że już niedługo zobaczę ciebie w akcji.
Uśmiechnęła się szeroko, a ja zawtórowałem jej tym samym.
Następnego dnia do moich drzwi zapukał Thomas. Ku mojemu zdziwieniu stała z nim Emma. Wpuściłem ich do środka. Morgi uśmiechnął się do mnie znacząco. Zignorowałem go i założyłem kurtkę. Razem wyszliśmy na trening.
Trener bardzo zdziwił się na mój widok. Tak samo reszta chłopaków. Ale ucieszyli się. Z radością przywitali też Emmę. Pointner zagonił ich do roboty.
Z lekkością na sercu patrzyłem jak skaczą. Thomas miał rację- byli świetni! Manuel lądował daleko i pewnie, to samo Hayboeck i Loitzl. Kraft i Fettner, a z nimi Diethart, Morgi i Kofler. Wszyscy się dobrze spisywali. Trener mógł być zadowolony.
Cały ten czas rozmawiałem z Emmą. Była naprawdę dobrze obeznana w skokach. Ale w końcu miała brata skoczka. Po treningu podszedł do nas Michael.
- Chciałem was oficjalnie zaprosić na imprezę, w sobotę. Będziecie, nie?
Zanim zdołałem otworzyć usta wyprzedziła mnie Emma. Z entuzjazmem przyjęła ten pomysł. Zostało mi już tylko się z tym pogodzić...
wtorek, 18 lutego 2014
Siódmy, w którym wracają wspomnienia
Wieczór był chłodny, ale przy niej tego nie odczuwałem. Wiatr lekko rozwiewał jej włosy. Wyglądała uroczo. Przyłapała mnie na tym, że się jej przypatruję. Spojrzałem w jej brązowe oczy i uśmiechnąłem się. Nie żałowałem tego, bo po chwili jej twarz ozdobił równie uroczy uśmiech.
Nie wiedziałem, o czym mam z nią rozmawiać. Nie była jak wszystkie inne dziewczyny, które poznałem. Miała w sobie coś niezwykłego. Coś pięknego. Każda z dziewczyn, z którą się spotykałem martwiła się tylko o to, czy wygram zawody i zdobędę dużo pieniędzy. Albo czy będzie sławna.
Emma taka nie była. Była lepsza, o wiele lepsza. Nie obchodziło jej to, co o mnie mówią, tylko to, co ja sam jej o sobie powiem.
Jednak problem rozwiązał się sam. Ona zaczęła mówić, po to żeby chwilę później wciągnąć mnie w dyskusję. Świetnie mi się z nią rozmawiało. Rozumieliśmy się świetnie. Może nie tak jak Thomas i ja, ale nasze relacje były zbliżone. Ani się spostrzegłem, a zrobiło się ciemno i bardzo chłodno. Zauważyłem, że Emma zadrżała więc bez zastanowienia nakryłem ją swoją kurtką i objąłem ramieniem.
- Gregor?- zapytała cicho.
Spojrzałem na nią z wyczekiwaniem.
- Dlaczego przestałeś skakać?
Zaskoczony zatrzymałem się. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Rana w moim sercu na nowo otworzyła się. Zupełnie niespodziewanie.
- Przestałem skakać, bo...- zacząłem, ale urwałem.- Nie, to bez sensu.
Ruszyłem dalej nie zwracając na nią uwagi. Ona jednak przyspieszyła i stanęła przede mną.
- Co jest bez sensu?
Stając przede mną zablokowała mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Spuszczając oczy wyszeptałem.
- Będziesz pewnie uważać tak, jak reszta. Ale dobrze powiem ci. Wszystko, co osiągałem było zasługą mojej mamy. Kiedy byłem dzieckiem zapragnąłem skakać, a ona mnie w tym wspierała. To ona prowadziła całą moją karierę. Robiłem to wszystko dla niej. Były chwile kiedy chciałem się poddać, a ona wtedy mówiła, że muszę to jeszcze przemyśleć. I wracałem. Nie ważne ile upadków zaliczyłem, ile przegranych, nie. Dla niej liczyło się to, że byłem szczęśliwy. Ale bez niej to już nie jest to samo. Nie mam dla kogo skakać.
- Masz. Zrób to dla siebie. Przecież sprawia ci to przyjemność. A poza tym myślisz, że twoja mama chciałaby żebyś się załamał i przestał skakać? Od razu ci odpowiem: nie.
Nie powiedziałem już nic, a ona mnie przytuliła.
Kilka dni później Morgi, wraz z resztą drużyny, wyjechał na kolejne zawody. Tym razem w Garmisch. Zaprosiłem Emmę do siebie. Z chęcią przyjęła zaproszenie. Zjedliśmy kolację, a potem usiedliśmy przed telewizorem. I włączyliśmy skoki.
Czułem się dziwnie. Od tak dawna nie widziałem tego, co praktycznie robiłem całe życie! To było wspaniałe uczucie powrócić do oglądania.
Cały czas siedziałem w napięciu. Podczas skoków naszego Teamu kiwałem głową z uznaniem, albo wyrzucałem im uwagi pod nosem.
Emma była świetnym kibicem. Musiała interesować się skokami, bo razem ze mną komentowała każdy skok.
W końcu nadszedł czas na Thomasa. Skakał w ostatniej dziesiątce jako najlepszy. Z niecierpliwieniem patrzyłem jak siada na belce i wybija się z progu. Dobry wiatr, świetna pozycja, telemark! Thomas wygrał! Przebił prowadzącego dotychczas Wellingera o 0,3 punktu.
Zaraz po dekoracji zadzwoniłem do niego z gratulacjami.
- Oglądałeś?- zapytał zdziwiony.
- Oglądałem- powiedziałem z dumą w głosie.
Tak, to był dobry dzień...
Nie wiedziałem, o czym mam z nią rozmawiać. Nie była jak wszystkie inne dziewczyny, które poznałem. Miała w sobie coś niezwykłego. Coś pięknego. Każda z dziewczyn, z którą się spotykałem martwiła się tylko o to, czy wygram zawody i zdobędę dużo pieniędzy. Albo czy będzie sławna.
Emma taka nie była. Była lepsza, o wiele lepsza. Nie obchodziło jej to, co o mnie mówią, tylko to, co ja sam jej o sobie powiem.
Jednak problem rozwiązał się sam. Ona zaczęła mówić, po to żeby chwilę później wciągnąć mnie w dyskusję. Świetnie mi się z nią rozmawiało. Rozumieliśmy się świetnie. Może nie tak jak Thomas i ja, ale nasze relacje były zbliżone. Ani się spostrzegłem, a zrobiło się ciemno i bardzo chłodno. Zauważyłem, że Emma zadrżała więc bez zastanowienia nakryłem ją swoją kurtką i objąłem ramieniem.
- Gregor?- zapytała cicho.
Spojrzałem na nią z wyczekiwaniem.
- Dlaczego przestałeś skakać?
Zaskoczony zatrzymałem się. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Rana w moim sercu na nowo otworzyła się. Zupełnie niespodziewanie.
- Przestałem skakać, bo...- zacząłem, ale urwałem.- Nie, to bez sensu.
Ruszyłem dalej nie zwracając na nią uwagi. Ona jednak przyspieszyła i stanęła przede mną.
- Co jest bez sensu?
Stając przede mną zablokowała mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Spuszczając oczy wyszeptałem.
- Będziesz pewnie uważać tak, jak reszta. Ale dobrze powiem ci. Wszystko, co osiągałem było zasługą mojej mamy. Kiedy byłem dzieckiem zapragnąłem skakać, a ona mnie w tym wspierała. To ona prowadziła całą moją karierę. Robiłem to wszystko dla niej. Były chwile kiedy chciałem się poddać, a ona wtedy mówiła, że muszę to jeszcze przemyśleć. I wracałem. Nie ważne ile upadków zaliczyłem, ile przegranych, nie. Dla niej liczyło się to, że byłem szczęśliwy. Ale bez niej to już nie jest to samo. Nie mam dla kogo skakać.
- Masz. Zrób to dla siebie. Przecież sprawia ci to przyjemność. A poza tym myślisz, że twoja mama chciałaby żebyś się załamał i przestał skakać? Od razu ci odpowiem: nie.
Nie powiedziałem już nic, a ona mnie przytuliła.
Kilka dni później Morgi, wraz z resztą drużyny, wyjechał na kolejne zawody. Tym razem w Garmisch. Zaprosiłem Emmę do siebie. Z chęcią przyjęła zaproszenie. Zjedliśmy kolację, a potem usiedliśmy przed telewizorem. I włączyliśmy skoki.
Czułem się dziwnie. Od tak dawna nie widziałem tego, co praktycznie robiłem całe życie! To było wspaniałe uczucie powrócić do oglądania.
Cały czas siedziałem w napięciu. Podczas skoków naszego Teamu kiwałem głową z uznaniem, albo wyrzucałem im uwagi pod nosem.
Emma była świetnym kibicem. Musiała interesować się skokami, bo razem ze mną komentowała każdy skok.
W końcu nadszedł czas na Thomasa. Skakał w ostatniej dziesiątce jako najlepszy. Z niecierpliwieniem patrzyłem jak siada na belce i wybija się z progu. Dobry wiatr, świetna pozycja, telemark! Thomas wygrał! Przebił prowadzącego dotychczas Wellingera o 0,3 punktu.
Zaraz po dekoracji zadzwoniłem do niego z gratulacjami.
- Oglądałeś?- zapytał zdziwiony.
- Oglądałem- powiedziałem z dumą w głosie.
Tak, to był dobry dzień...
wtorek, 11 lutego 2014
Szósty, w którym spotyka ją po raz drugi
Wracałem do domu z głową pełną myśli. Zaprzątała mi je Ona. Dziewczyna, która tak po prostu usiadła, rozmawiała ze mną i pomogła mi. Bo jak to jest możliwe? Przecież ten świat nie jest idealny. Ludzie nie pomagają innym, tak po prostu. Zawsze mają w tym jakiś cel, albo czegoś żądają. Nie liczą się dla nich uczucia innych. Więc jak to jest możliwe, że ona nie chciała nic w zamian? Przecież nie ma ludzi dobrych. No dobra, Morgi tak właśnie jest. A może ona też?
Otworzyłem mieszkanie i wszedłem do środka. Morgi siedział na kanapie. Uśmiechnąłem się do niego i usiadłem obok.
- Co jesteś taki zamyślony?- zapytał od razu.
Morgi. On zawsze wie, kiedy coś się dzieje. Jest najinteligentniejszym człowiekiem jakiego znam. Zawsze nam pomaga. Nie tylko mnie. Jest takim naszym psychologiem. I jest jak brat.
- Poznałem dziewczynę.
Thomas gwizdnął przeciągle.
- Opowiadaj.
- Nie ma co tu opowiadać- wzruszyłem ramionami.- Ale jest niezwykła.
Opowiedziałem mu, co się wydarzyło. Słuchał uważnie przekrzywiając głowę na prawo.
- Rzeczywiście niezwykła. Więc polubiłeś ją. A jak ma na imię?
Mój wyraz twarzy mówił chyba sam za siebie. Morgi się roześmiał. Jak ja mogłem nie zapytać jej o imię? Morgi tarzał się ze śmiechu... Dobra, może i nie zapytałem jej o imię, ale przecież można to wytłumaczyć. Człowiek z moim stanem psychicznym, który ledwie się pozbierał po śmierci matki chyba może wyżalić się komuś i nie zapytać go o imię. Może, prawda?
- Oj, Gregor. Ty się musisz jeszcze wiele nauczyć.
- Oj, Thomas. Ty się musisz przestać ze mnie śmiać.
- Nie śmieje się z ciebie tylko z sytuacji.
- Dobra, dobra. Wiesz ile razy to słyszałem? I nigdy nie było to prawdą.
- Na pewno ją jeszcze spotkasz. Wtedy zapytasz ją o imię- powiedział pocieszająco.
Następnego dnia zacząłem dzień jak zawsze, od biegania. Thomas był cały z skowronkach. Nie wiem, co go tak bawiło. Chyba moja głupota. Ale już ja mu pokażę! Zobaczymy, co powie jak on się zakocha.
Zaraz, przecież ja się nie zakochałem! Wcale tego nie powiedziałem. Morgi pewnie uważa, że tak. Sam się wkopałem. Nie wiem czemu mu o niej powiedziałem. Dobra, i tak by się domyślił. Głupi to on nie jest.
Wziąłem prysznic, pożegnałem Thomasa i ruszyłem na cmentarz. Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że ludzie muszą uznawać mnie za wariata. Codziennie przychodzą tu tylko ludzie, którzy dbają o porządek i bezpieczeństwo. I ci, którzy zarabiają.
Kiedy wychodziłem z cmentarza zobaczyłem ją. Zamachałem do niej wesoło i po chwili podeszła do mnie.
- Dasz się zaprosić na kawę?- zapytałem.
Zgodziła się. Poszliśmy do tej samej kawiarni, co wcześniej. Już miałem ją zapytać o imię kiedy zadała mi pytanie.
- Jesteś skoczkiem, prawda?
Zdziwiłem się. No tak, przecież jakiś czas temu zdobywałem wiele nagród. Ale to było dawno...
- Tak, to prawda. Skąd wiesz?
Kolejne głupie pytanie. Ale co ja na to poradzę?
- Mój brat też skacze.
Brat? Nie przypominam sobie, żeby któryś z chłopaków mówił o siostrze. Zaraz...
- Masz brata?
- Tak. Nazywa się Manuel.
I wtedy zrozumiałem.
- Jesteś siostrą Poppiego?!- wykrzyknąłem.
Roześmiała się. Dlaczego zawsze wychodzę na durnia?
- Tak. Jestem siostrą Manuela. Jestem Emma- powiedziała wyciągając do mnie rękę.
Zaczerwieniłem się. Super! Czerwienie się przy dziewczynie!
- Gregor. Ale to pewnie już wiesz.
I znowu się roześmiała. Dołączyłem do niej. Dziwne uczucie... Śmiać się z obcą dziewczyną. Ale chyba nie była obca skoro jej o sobie powiedziałem? I skoro była siostrą mojego przyjaciela.
- Przejdziemy się?- zapytała.
- Chodźmy.
I ruszyłem za nią. Postanowiłem, że więcej nie wyjdę już na durnia.
Jest rozdział. Nie wiem czy dobry, ale na pewno trochę wyjaśniający.
Więc macie swoją siostrę Manuela! Oczywiście musiałyście zwęszyć, że to ona mimo, że ukrywałam to pod tyloma sprawami. Jesteście dla mnie za mądre. Albo ja zbyt przewidywalna.
I od razu trzeba sprostować, bo urodziła się też taka teoria, że pomaga Gregorowi, bo on pomógł Manuelowi. I wcale nie! Bo ona jest po prostu taka dobra i trzeba się do tego przyzwyczaić.
I oczywiście gratulujemy Kamilowi, który świetnie się spisał, oby tak dalej! Ale nie zapominajmy o Jasiu i Maćku, którzy przecież też się świetnie spisali.
Już od poniedziałku ferie więc postaram się częściej pisać. Pozdrawiam :*
Otworzyłem mieszkanie i wszedłem do środka. Morgi siedział na kanapie. Uśmiechnąłem się do niego i usiadłem obok.
- Co jesteś taki zamyślony?- zapytał od razu.
Morgi. On zawsze wie, kiedy coś się dzieje. Jest najinteligentniejszym człowiekiem jakiego znam. Zawsze nam pomaga. Nie tylko mnie. Jest takim naszym psychologiem. I jest jak brat.
- Poznałem dziewczynę.
Thomas gwizdnął przeciągle.
- Opowiadaj.
- Nie ma co tu opowiadać- wzruszyłem ramionami.- Ale jest niezwykła.
Opowiedziałem mu, co się wydarzyło. Słuchał uważnie przekrzywiając głowę na prawo.
- Rzeczywiście niezwykła. Więc polubiłeś ją. A jak ma na imię?
Mój wyraz twarzy mówił chyba sam za siebie. Morgi się roześmiał. Jak ja mogłem nie zapytać jej o imię? Morgi tarzał się ze śmiechu... Dobra, może i nie zapytałem jej o imię, ale przecież można to wytłumaczyć. Człowiek z moim stanem psychicznym, który ledwie się pozbierał po śmierci matki chyba może wyżalić się komuś i nie zapytać go o imię. Może, prawda?
- Oj, Gregor. Ty się musisz jeszcze wiele nauczyć.
- Oj, Thomas. Ty się musisz przestać ze mnie śmiać.
- Nie śmieje się z ciebie tylko z sytuacji.
- Dobra, dobra. Wiesz ile razy to słyszałem? I nigdy nie było to prawdą.
- Na pewno ją jeszcze spotkasz. Wtedy zapytasz ją o imię- powiedział pocieszająco.
Następnego dnia zacząłem dzień jak zawsze, od biegania. Thomas był cały z skowronkach. Nie wiem, co go tak bawiło. Chyba moja głupota. Ale już ja mu pokażę! Zobaczymy, co powie jak on się zakocha.
Zaraz, przecież ja się nie zakochałem! Wcale tego nie powiedziałem. Morgi pewnie uważa, że tak. Sam się wkopałem. Nie wiem czemu mu o niej powiedziałem. Dobra, i tak by się domyślił. Głupi to on nie jest.
Wziąłem prysznic, pożegnałem Thomasa i ruszyłem na cmentarz. Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że ludzie muszą uznawać mnie za wariata. Codziennie przychodzą tu tylko ludzie, którzy dbają o porządek i bezpieczeństwo. I ci, którzy zarabiają.
Kiedy wychodziłem z cmentarza zobaczyłem ją. Zamachałem do niej wesoło i po chwili podeszła do mnie.
- Dasz się zaprosić na kawę?- zapytałem.
Zgodziła się. Poszliśmy do tej samej kawiarni, co wcześniej. Już miałem ją zapytać o imię kiedy zadała mi pytanie.
- Jesteś skoczkiem, prawda?
Zdziwiłem się. No tak, przecież jakiś czas temu zdobywałem wiele nagród. Ale to było dawno...
- Tak, to prawda. Skąd wiesz?
Kolejne głupie pytanie. Ale co ja na to poradzę?
- Mój brat też skacze.
Brat? Nie przypominam sobie, żeby któryś z chłopaków mówił o siostrze. Zaraz...
- Masz brata?
- Tak. Nazywa się Manuel.
I wtedy zrozumiałem.
- Jesteś siostrą Poppiego?!- wykrzyknąłem.
Roześmiała się. Dlaczego zawsze wychodzę na durnia?
- Tak. Jestem siostrą Manuela. Jestem Emma- powiedziała wyciągając do mnie rękę.
Zaczerwieniłem się. Super! Czerwienie się przy dziewczynie!
- Gregor. Ale to pewnie już wiesz.
I znowu się roześmiała. Dołączyłem do niej. Dziwne uczucie... Śmiać się z obcą dziewczyną. Ale chyba nie była obca skoro jej o sobie powiedziałem? I skoro była siostrą mojego przyjaciela.
- Przejdziemy się?- zapytała.
- Chodźmy.
I ruszyłem za nią. Postanowiłem, że więcej nie wyjdę już na durnia.
Jest rozdział. Nie wiem czy dobry, ale na pewno trochę wyjaśniający.
Więc macie swoją siostrę Manuela! Oczywiście musiałyście zwęszyć, że to ona mimo, że ukrywałam to pod tyloma sprawami. Jesteście dla mnie za mądre. Albo ja zbyt przewidywalna.
I od razu trzeba sprostować, bo urodziła się też taka teoria, że pomaga Gregorowi, bo on pomógł Manuelowi. I wcale nie! Bo ona jest po prostu taka dobra i trzeba się do tego przyzwyczaić.
I oczywiście gratulujemy Kamilowi, który świetnie się spisał, oby tak dalej! Ale nie zapominajmy o Jasiu i Maćku, którzy przecież też się świetnie spisali.
Już od poniedziałku ferie więc postaram się częściej pisać. Pozdrawiam :*
wtorek, 4 lutego 2014
Piąty, w którym padają mądre słowa
- Dziękuję-
powiedziałem i uśmiechnąłem się zabierając torbę, w której były znicze.
Zostałem
obdarowany współczującym spojrzeniem. Miałem ich dosyć. Przychodziłem tutaj
codziennie, od tylu dni. Siedziałem tutaj długo spędzając czas na rozmowach z
matką i wspominaniu dawnych lat. Czasem po prostu milczałem przypominając sobie
rysy mojej matki. I to mi wystarczało. Wiedziałem, że nie mogę się załamywać,
ale wcale tego nie robiłem. Wręcz przeciwnie. Powoli uczyłem się żyć. Żyć na
nowo.
Zapłaciłem
za znicze, wziąłem kwiatka pod pachę i odszedłem. Na ulicy mijałem wielu ludzi
podobnych do mnie. Często im się przyglądałem. Chociaż nie, byli inni niż ja. Widać było, że
cierpią po stracie najbliższych, ale zawsze się gdzieś spieszyli, jakby nie
mogli przez chwilę oddać się myślom o rodzinie. Jedynie starsze osoby były
takie jak ja: nie pędzące, oddające się myślom i cierpieniu. Czasami
rozmawiałem z tymi paniami. Nie mówiłem nikomu o mnie, ale one lubiły mówić o
sobie. A ja lubiłem słuchać. I to wystarczało.
Ruszyłem
powoli alejką prowadzącą do grobu mojej matki. Był czysty i zadbany. Trudno,
żeby tak nie było skoro przychodziłem tu codziennie. Postawiłem kwiatka,
zapaliłem znicz i pomodliłem się. Potem usiadłem na ławce i schowałem twarz w
dłoniach.
Po głowie
przewijało mi się mnóstwo wspomnień z dzieciństwa. To zabawne, że człowiek
przypomina je sobie wszystkie kiedy spotka go cierpienie. Na wszystkich z nich
była mama. Zawsze uśmiechnięta i stawiająca czoło problemom.
I ten
jeden, jedyny raz pomyślałem o ojcu. Jaki jest? Gdzie jest? Co robi? Czy ma
swoją rodzinę? Nie wiedziałem tego. Nie wiedziałem o nim nic. Nawet jak się
nazywał. Mama nigdy o nim nie mówiła, a ja nigdy nie pytałem. Wystarczało mi
to, co miałem. Wszystko, co dobre kojarzy mi się właśnie z nią. I skokami. I
kolegami z kadry.
Nie wiem
jak długo tak siedziałem. Nagle poczułem rękę na ramieniu i usłyszałem
zmartwiony głos.
- Wszystko
w porządku?
Podniosłem głowę.
Nade mną stała dziewczyna o troskliwym wyrazie twarzy i pięknych, brązowych
oczach. Miała mocno rude, długie włosy, spadające na jej ramiona. Była ładna.
Nawet bardzo. Wysoka i szczupła.
Zrozumiałem,
że muszę coś odpowiedzieć, więc uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Tak. W
porządku.
A potem
odwróciłem głowę. A ona usiadła koło mnie. Zdziwiłem się i spojrzałem na nią.
- To twoja
mama?- zapytała. Pokiwałem głową.- Bardzo ładna. I wesoła.
Uśmiechnąłem
się.
- Zgadzam
się. Zawsze taka była.
- Przychodzisz
tu codziennie, prawda? Widuję cię tu czasami.
- Tak.
Jestem tu codziennie. Ale chyba nie będziemy tak rozmawiać. Tutaj niedaleko
jest fajna kawiarnia. Co ty na to?
- Zgoda,
chodźmy.
Zerknąłem
ostatni raz na zdjęcie mamy i wstałem z ławki. Dziewczyna poszła za mną.
Po krótkim czasie doszliśmy. Usiedliśmy w kawiarni i zamówiliśmy kawę i ciastko. Dziewczyna wciąż się uśmiechała.
I nie wiem dlaczego, ale nagle zacząłem opowiadać jej o moim życiu. O mamie, o moim dzieciństwie, ojcu którego nie znałem, przyjaciołach i o śmierci matki. A ona tylko słuchała. Nic nie mówiła, nie przerywała, nie śmiała się. A pod koniec odezwała się swoim słodkim głosem.
- Nie możesz się obwiniać. To nie twoja wina. Musisz żyć dalej. Wiem, że nie mogę postawić się w twojej sytuacji, ale zrozum, że jej śmierć nie jest końcem świata. Musisz sobie z tym poradzić. Dla niej. Myślisz, że chciałaby żebyś się załamywał?
- Dziękuje ci. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś. Postaram się żyć normalnie. I przepraszam za zabranie ci czasu.
- Nic się nie stało. To do zobaczenia. Może się jeszcze spotkamy.
- Jestem pewien, że tak. Cześć.
- Cześć.
Wyszedłem z kawiarni i poczułem, że jest mi lżej. Nie wiem, czemu Ona mnie słuchała, ale jestem jej za to wdzięczny. Bo dzięki niej zrozumiałem coś, co wcześniej nie było istotne: Że moja mama nie chciałaby żebym żył, tak jak żyłem od jej śmierci.
Jeszcze trochę i ferie! A potem Soczi! <3
Po krótkim czasie doszliśmy. Usiedliśmy w kawiarni i zamówiliśmy kawę i ciastko. Dziewczyna wciąż się uśmiechała.
I nie wiem dlaczego, ale nagle zacząłem opowiadać jej o moim życiu. O mamie, o moim dzieciństwie, ojcu którego nie znałem, przyjaciołach i o śmierci matki. A ona tylko słuchała. Nic nie mówiła, nie przerywała, nie śmiała się. A pod koniec odezwała się swoim słodkim głosem.
- Nie możesz się obwiniać. To nie twoja wina. Musisz żyć dalej. Wiem, że nie mogę postawić się w twojej sytuacji, ale zrozum, że jej śmierć nie jest końcem świata. Musisz sobie z tym poradzić. Dla niej. Myślisz, że chciałaby żebyś się załamywał?
- Dziękuje ci. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś. Postaram się żyć normalnie. I przepraszam za zabranie ci czasu.
- Nic się nie stało. To do zobaczenia. Może się jeszcze spotkamy.
- Jestem pewien, że tak. Cześć.
- Cześć.
Wyszedłem z kawiarni i poczułem, że jest mi lżej. Nie wiem, czemu Ona mnie słuchała, ale jestem jej za to wdzięczny. Bo dzięki niej zrozumiałem coś, co wcześniej nie było istotne: Że moja mama nie chciałaby żebym żył, tak jak żyłem od jej śmierci.
Jeszcze trochę i ferie! A potem Soczi! <3
wtorek, 28 stycznia 2014
Czwarty, w którym rozumie wiele rzeczy
Powoli moje życie wracało do normy. Rano biegałem z Morgim. Czasem chodziliśmy razem na siłownię. Trzeba w końcu dbać o formę, nie?
Zaprzyjaźniliśmy się z Manuelem. To fajny chłopak, który pobłądził, ale się podniósł. Biorę z niego przykład. Ostatnio zacząłem nawet spotykać się z resztą chłopaków, jednak wolałem towarzystwo Thomasa.
Robił wszystko żeby mi pomóc. Pomagał sprzątać, gotować, prać, prasować, chodził ze mną na zakupy. Ale i tak najważniejsze było to, że był. Tak po prostu. Z czystego, ludzkiego serca. Nikt przecież go do tego nie zmuszał. Sam to robił. Był jak brat. Straszy, kochający brat. I właśnie takiego brata było mi trzeba.
Zawsze byłem jedynakiem. Nie wiem czy się z tego cieszyłem, czy nie. Miałem mamę, która wystarczała mi za całą rodzinę. Która kochała i opiekowała się jak największym na świecie skarbem. Była Aniołem. Prawdziwym aniołem, który znosił poobdzierane ubrania po bójce. Który chodził w mojej sprawie do dyrekcji i zawsze mnie pilnował. Tak. Nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo jak jej. I starłem się być jak najlepszy. Dla niej. Bo to ona pomogła mi osiągnąć to wszystko, co osiągnąłem.
I teraz po wielu latach, patrząc na Thomasa, dochodzę do wniosku, że jednak brakowało mi brata. Brakowało mi jego troski, pomocy i krzyków kiedy było trzeba. Od początku kiedy poznałem Morgiego wiedziałem, że on będzie tym, który mi pomoże. I teraz wiem, że mój Morgi, mój brat, pomoże mi podnieść się z dołka.
Pierwszy raz od pogrzebu matki odważyłem się pójść na jej grób. Towarzyszył mi mój straszy brat, który przecież też traktował ją jak własną matkę. Bo przecież i on spędził wiele czasu pod jej skrzydłami.
Klęknąłem przy grobie. Na początku wpatrywałem się w jej zdjęcie. Wesoła i uśmiechnięta jak zawsze. Po kilku minutach zaczęliśmy z Morgim sprzątać. Kiedy już oczyściliśmy cały grób i powyrzucaliśmy wszystkie kwiatki ponownie klęknąłem przy ziemi.
Położyłem nowe kwiaty. Zapaliłem nowe znicze. I wstałem. Staliśmy tak razem z Thomasem wpatrując się w ciszy w to, co zrobiliśmy. Na czysty, zadbany grób matki. Morgi spojrzał na mnie. Lekkim skinieniem głowy dałem mu znak, że możemy wracać.
Odetchnąłem świeżym powietrzem i uśmiechnąłem się do Thomasa. We dwóch wszystko wydawało się być łatwiejsze.
Jeszcze kilka razy chodziłem tak w towarzystwie Thomasa. Potem zacząłem chodzić sam. Z czasem stało się to moim nawykiem. Rano biegałem z Morgim, a gdy go nie było to sam, potem brałem prysznic i szedłem na jej grób. Taka niema umowa. Że ja się ogarnę, a ona uśmiechnie się z nieba.
Zaprzyjaźniliśmy się z Manuelem. To fajny chłopak, który pobłądził, ale się podniósł. Biorę z niego przykład. Ostatnio zacząłem nawet spotykać się z resztą chłopaków, jednak wolałem towarzystwo Thomasa.
Robił wszystko żeby mi pomóc. Pomagał sprzątać, gotować, prać, prasować, chodził ze mną na zakupy. Ale i tak najważniejsze było to, że był. Tak po prostu. Z czystego, ludzkiego serca. Nikt przecież go do tego nie zmuszał. Sam to robił. Był jak brat. Straszy, kochający brat. I właśnie takiego brata było mi trzeba.
Zawsze byłem jedynakiem. Nie wiem czy się z tego cieszyłem, czy nie. Miałem mamę, która wystarczała mi za całą rodzinę. Która kochała i opiekowała się jak największym na świecie skarbem. Była Aniołem. Prawdziwym aniołem, który znosił poobdzierane ubrania po bójce. Który chodził w mojej sprawie do dyrekcji i zawsze mnie pilnował. Tak. Nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo jak jej. I starłem się być jak najlepszy. Dla niej. Bo to ona pomogła mi osiągnąć to wszystko, co osiągnąłem.
I teraz po wielu latach, patrząc na Thomasa, dochodzę do wniosku, że jednak brakowało mi brata. Brakowało mi jego troski, pomocy i krzyków kiedy było trzeba. Od początku kiedy poznałem Morgiego wiedziałem, że on będzie tym, który mi pomoże. I teraz wiem, że mój Morgi, mój brat, pomoże mi podnieść się z dołka.
Pierwszy raz od pogrzebu matki odważyłem się pójść na jej grób. Towarzyszył mi mój straszy brat, który przecież też traktował ją jak własną matkę. Bo przecież i on spędził wiele czasu pod jej skrzydłami.
Klęknąłem przy grobie. Na początku wpatrywałem się w jej zdjęcie. Wesoła i uśmiechnięta jak zawsze. Po kilku minutach zaczęliśmy z Morgim sprzątać. Kiedy już oczyściliśmy cały grób i powyrzucaliśmy wszystkie kwiatki ponownie klęknąłem przy ziemi.
Położyłem nowe kwiaty. Zapaliłem nowe znicze. I wstałem. Staliśmy tak razem z Thomasem wpatrując się w ciszy w to, co zrobiliśmy. Na czysty, zadbany grób matki. Morgi spojrzał na mnie. Lekkim skinieniem głowy dałem mu znak, że możemy wracać.
Odetchnąłem świeżym powietrzem i uśmiechnąłem się do Thomasa. We dwóch wszystko wydawało się być łatwiejsze.
Jeszcze kilka razy chodziłem tak w towarzystwie Thomasa. Potem zacząłem chodzić sam. Z czasem stało się to moim nawykiem. Rano biegałem z Morgim, a gdy go nie było to sam, potem brałem prysznic i szedłem na jej grób. Taka niema umowa. Że ja się ogarnę, a ona uśmiechnie się z nieba.
wtorek, 21 stycznia 2014
Trzeci, w którym zostają bohaterami i... przyjaciółmi
Było tak jak myślałem. Następnego dnia wszystkie gazety prześcigały się w wymyślaniu nieprawdopodobnych historii, o tym jak uratowałem tonącego chłopaka.
- A patrz tu!- powiedział Thomas pokazując mi gazetę.- " Gregor Schlierenzauer, lat 23 wspaniały skoczek narciarski, uratował topiącego się chłopaka. O mały włos a sam by się utopił."
- E! To nic. Słuchaj tego. "Schlieri ratuje młodego chłopaka, sam tracąc przy tym sprawność w lewej ręce. Czy młody skoczek będzie dalej skakał?"
- Szukają jednocześnie przyczyn, z jakich nie skaczesz.
- Wiem. To aż zabawne. Co ja im takiego zrobiłem, że tak się mnie czepiają? Mogliby uczepić się ciebie.
- Czekaj! O mnie też jest- pokazał z dumą.
" Gregor i Thomas ratują samobójcę.
Młody chłopak postanowił skończyć ze swoim życiem w tragiczny sposób. Jednak jego plany pokrzyżowało dwóch austriackich skoczków. Gregor Schlierenzauer i Thomas Morgenstern wyciągnęli topiącego się chłopaka z jeziora w Fulpmes."
- Kto by pomyślał- pokręciłem głową.- Zrobiliśmy z siebie bohaterów. I co my teraz zrobimy?
- Będziemy cieszyć się sławą!- wykrzyknął Morgi ze śmiechem.
- Ty uważaj, żeby ci do głowy nie uderzyła- pogroziłem mu palcem.
Nagle zadzwonił dzwonek. Spojrzeliśmy po sobie mając nadzieję, że to nie żaden fotoreporter. Podszedłem do drzwi i spojrzałem przez wizjer. Za drzwiami stał jakiś chłopak.
- Dzień dobry. O co chodzi?- zapytałem uprzejmie.
Za mną pojawił się Morgi.
- Dzień dobry. To mnie wczoraj uratowaliście z jeziora. Przyszedłem wam podziękować.
- Ach to pan! Proszę, niech pan wejdzie.
Dopiero teraz mu się przyjrzałem. Miał ze dwadzieścia parę lat. Jasne, krótko ścięte blond włosy i jasno błękitne oczy. Na samobójcę na pewno nie wyglądał.
- Jestem wam bardzo wdzięczny. Jestem Manuel. Manuel Poppinger.
Przez chwilę trwała między nami cisza. Obaj byliśmy zdziwieni. Ja i Tommy wymieniliśmy się zdziwionymi spojrzeniami. Znaliśmy to nazwisko. On też był skoczkiem, jednak nigdy go nie widzieliśmy. Owszem, słyszeliśmy o nim, jak o każdym nowym, ale nigdy go nie spotkaliśmy.
- Wiem, co sobie myślicie. Że chciałem zdobyć sławę i stać się znanym skoczkiem narciarskim. Ale to nie prawda. Nie chciałem wam robić problemów, ale tak wyszło, że akurat się pojawiliście. Kiedy leżałem w szpitalu byłem zły, że mnie wyciągnęliście, ale potem zrozumiałem, że miałem wielkiego farta, że tam byliście. Dzięki.
- Więc dlaczego to zrobiłeś?
- Sam nie wiem. Wtedy myślałem, że wszystko będzie łatwiejsze. Mam problemy. Ostatnio nic mi nie wychodzi, źle się czuje i chyba popadam w depresję. Teraz wiem, że więcej bym tego nie zrobił, ale wtedy to było jedyne wyjście. Nie nadaje się do niczego. Jedyną osobą, która byłaby mnie w stanie zrozumieć jest siostra, ale ona wyjechała na kilka dni.
- Spokojnie. Przecież wystarczy, że sam w siebie uwierzysz. No nie wiem, na pewno da się to jakoś zrobić bez większego skandalu- powiedziałem spoglądając na Morgiego.
- Ale źle zrozumieliście! Ja już całkowicie w siebie wierzę. Dzięki tej całej sytuacji zrozumiałem jaki byłem głupi. Mam małe problemy ze snem, ale na pewno już sobie poradzę. Dzięki wam jeszcze raz. Gdyby nie wy to...
- Daj spokój. Tak w ogóle to jestem Gregor.
- A ja Thomas.
- Manuel. Miło mi was poznać.
Z Manuelem fajnie się rozmawiało. Chłopak był wesoły i inteligentny. Bardzo zabawny i miły. Zaprzyjaźniliśmy się. Skoczek też z niego niezły. Ponoć idzie mu coraz lepiej. Jestem pewien, że niedługo będzie tak dobry jak Morgi albo inni z naszej ekipy.
W końcu obaj koledzy opuścili mój dom, przedtem pomagając mi posprzątać. Cieszę się, że Poppi dołączył do naszej ekipy.
Bardzo, bardzo was przepraszam za to na górze! Wszystko układa się nie po mojej myśli. Ale jeszcze trochę i zmieni się na właściwy obrót. Gorąco pozdrawiam! :*
- A patrz tu!- powiedział Thomas pokazując mi gazetę.- " Gregor Schlierenzauer, lat 23 wspaniały skoczek narciarski, uratował topiącego się chłopaka. O mały włos a sam by się utopił."
- E! To nic. Słuchaj tego. "Schlieri ratuje młodego chłopaka, sam tracąc przy tym sprawność w lewej ręce. Czy młody skoczek będzie dalej skakał?"
- Szukają jednocześnie przyczyn, z jakich nie skaczesz.
- Wiem. To aż zabawne. Co ja im takiego zrobiłem, że tak się mnie czepiają? Mogliby uczepić się ciebie.
- Czekaj! O mnie też jest- pokazał z dumą.
" Gregor i Thomas ratują samobójcę.
Młody chłopak postanowił skończyć ze swoim życiem w tragiczny sposób. Jednak jego plany pokrzyżowało dwóch austriackich skoczków. Gregor Schlierenzauer i Thomas Morgenstern wyciągnęli topiącego się chłopaka z jeziora w Fulpmes."
- Kto by pomyślał- pokręciłem głową.- Zrobiliśmy z siebie bohaterów. I co my teraz zrobimy?
- Będziemy cieszyć się sławą!- wykrzyknął Morgi ze śmiechem.
- Ty uważaj, żeby ci do głowy nie uderzyła- pogroziłem mu palcem.
Nagle zadzwonił dzwonek. Spojrzeliśmy po sobie mając nadzieję, że to nie żaden fotoreporter. Podszedłem do drzwi i spojrzałem przez wizjer. Za drzwiami stał jakiś chłopak.
- Dzień dobry. O co chodzi?- zapytałem uprzejmie.
Za mną pojawił się Morgi.
- Dzień dobry. To mnie wczoraj uratowaliście z jeziora. Przyszedłem wam podziękować.
- Ach to pan! Proszę, niech pan wejdzie.
Dopiero teraz mu się przyjrzałem. Miał ze dwadzieścia parę lat. Jasne, krótko ścięte blond włosy i jasno błękitne oczy. Na samobójcę na pewno nie wyglądał.
- Jestem wam bardzo wdzięczny. Jestem Manuel. Manuel Poppinger.
Przez chwilę trwała między nami cisza. Obaj byliśmy zdziwieni. Ja i Tommy wymieniliśmy się zdziwionymi spojrzeniami. Znaliśmy to nazwisko. On też był skoczkiem, jednak nigdy go nie widzieliśmy. Owszem, słyszeliśmy o nim, jak o każdym nowym, ale nigdy go nie spotkaliśmy.
- Wiem, co sobie myślicie. Że chciałem zdobyć sławę i stać się znanym skoczkiem narciarskim. Ale to nie prawda. Nie chciałem wam robić problemów, ale tak wyszło, że akurat się pojawiliście. Kiedy leżałem w szpitalu byłem zły, że mnie wyciągnęliście, ale potem zrozumiałem, że miałem wielkiego farta, że tam byliście. Dzięki.
- Więc dlaczego to zrobiłeś?
- Sam nie wiem. Wtedy myślałem, że wszystko będzie łatwiejsze. Mam problemy. Ostatnio nic mi nie wychodzi, źle się czuje i chyba popadam w depresję. Teraz wiem, że więcej bym tego nie zrobił, ale wtedy to było jedyne wyjście. Nie nadaje się do niczego. Jedyną osobą, która byłaby mnie w stanie zrozumieć jest siostra, ale ona wyjechała na kilka dni.
- Spokojnie. Przecież wystarczy, że sam w siebie uwierzysz. No nie wiem, na pewno da się to jakoś zrobić bez większego skandalu- powiedziałem spoglądając na Morgiego.
- Ale źle zrozumieliście! Ja już całkowicie w siebie wierzę. Dzięki tej całej sytuacji zrozumiałem jaki byłem głupi. Mam małe problemy ze snem, ale na pewno już sobie poradzę. Dzięki wam jeszcze raz. Gdyby nie wy to...
- Daj spokój. Tak w ogóle to jestem Gregor.
- A ja Thomas.
- Manuel. Miło mi was poznać.
Z Manuelem fajnie się rozmawiało. Chłopak był wesoły i inteligentny. Bardzo zabawny i miły. Zaprzyjaźniliśmy się. Skoczek też z niego niezły. Ponoć idzie mu coraz lepiej. Jestem pewien, że niedługo będzie tak dobry jak Morgi albo inni z naszej ekipy.
W końcu obaj koledzy opuścili mój dom, przedtem pomagając mi posprzątać. Cieszę się, że Poppi dołączył do naszej ekipy.
Bardzo, bardzo was przepraszam za to na górze! Wszystko układa się nie po mojej myśli. Ale jeszcze trochę i zmieni się na właściwy obrót. Gorąco pozdrawiam! :*
wtorek, 14 stycznia 2014
Drugi, w którym uświadamia sobie ile czasu zmarnował
Stałem tak jeszcze dobrą chwilę. Płatki śniegu spadały mi na twarz. Czułem się wspaniale. Tego nie dało się opisać. Czułem się jakbym zostawiał część siebie gdzie indziej, a druga wciąż przy mnie stała. Nagle zrozumiałem, ile czasu zmarnowałem na leżeniu i wpatrywaniu się w sufit. Nie mieściło mi się to w głowie.
- A nie mieliśmy iść?- zapytał Thomas.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
Śmiech... Kiedy ja ostatni raz się śmiałem? Dwa... Trzy... Cztery miesiące temu? Wydaje się to być tak odległe. A wystarczył tylko on. Thomas, który zawsze był i zawsze mnie wspierał. Odwróciłem się do niego z ulgą i wdzięcznością wypisaną na twarzy. Uśmiechnął się. Jak dobrze mieć go przy sobie!
W końcu ruszyliśmy po parku. Fulpmes zimą było przepiękne! Wszędzie leżała gruba warstwa śniegu i lodu. Wokół nas skakały płatki śniegu tworząc nowe zaspy śnieżne. Powoli zapalały się latarnie sprawiając miasto jeszcze piękniejsze niż dotychczas. Zdałem sobie sprawę, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Dotarliśmy na górkę, z której widać było całe miasto. Usiedliśmy na zimnym śniegu, ignorując fakt, że się przeziębimy. Sportowcy są przyzwyczajeni do ciężkich warunków. Teraz liczyło się tylko to, że mogłem podziwiać moje miasto u boku najwspanialszego przyjaciela, jakiego świat widział. Mogłem wspominać chwile kiedy razem odkryliśmy to miejsce, kiedy leżeliśmy tu w wiosnę snując plany na swoje życie, opowiadając sobie przerażające historie kiedy rozbiliśmy tutaj biwak. Uśmiechnąłem się do swoich wspomnień. Wiem, że Morgi też się uśmiechał. Odwróciłem się do niego.
- Dobrze mieć takiego przyjaciela jak ty, dziękuje.
- Przestań- zmieszał się.- Ty na moim miejscu zrobiłbyś to samo.
- Kocham twoją skromność, wiesz?
Powiedziawszy to wybuchnąłem śmiechem. Morgi zawtórował mi i śmialiśmy się tak jeszcze dłuższy czas.
- Nie uważasz, że strasznie zimno w tyłek?- zapytał kiedy leżeliśmy wpatrując się w gwiazdy.
- Idziemy?- zapytałem odwracając głowę w jego kierunku.
Jak na komendę zerwaliśmy się z ziemi i zaczęliśmy zbiegać z góry. Thomas przewalił się, a ja na niego.
- Ała! Moja głowa- jęknął.
- Wstawaj, bracie- powiedziałem wyciągając do niego rękę.
Powoli do włóczyliśmy się do mojego domu. Tam zrobiłem nam herbatę i usiedliśmy obok siebie na kanapie.
- Ściągaj te mokre ciuchy- rzuciłem do przyjaciela.
- A mogę zostać na noc, bracie? Bo łeb mi pęka- powiedział patrząc na mnie błagalnie.
- Dla ciebie wszystko.
- Bracie- dodał po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
W końcu jednak uspokoiliśmy się i przestaliśmy się śmiać. Oglądając film zasnęliśmy na kanapie.
Następnego dnia ponownie wyszliśmy na spacer. Tym razem było to południe. Zjedliśmy śniadanie przygotowane przez Mistrza Morgensterna i ubraliśmy ciepłe kurtki. Tym razem ruszyliśmy w stronę stawu. Z daleka zobaczyliśmy dużą grupkę ludzi pokazujących palcami na jezioro. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem to, co oni. Topiącego się człowieka. Razem z Morgim rzuciliśmy się biegiem w tamtą stronę.
Bez zastanowienia zostawiłem Thomasa na lądzie i zacząłem czołgać się po lodzie. Cierpliwie przesuwałem rękę za ręką, nogę za nogą. W końcu po czasie, który wydał mi się być wiecznością, dotarłem do topiącego się chłopaka. Powoli wyciągnąłem go spod lodu i wycofałem się.
Na brzegu Morgi pomógł mi wejść na brzeg razem z chłopakiem. Po chwili zauważyłem, że chłopak jest nieprzytomny więc zacząłem reanimację. Dobrze, że jeszcze coś zostało mi w głowie z tej pierwszej pomocy. Po chwili chłopak zaczął wypluwać wodę i krztusić się. Żył. Odetchnąłem z ulgą, a wtedy wokół rozległy się brawa. Rozejrzałem się dookoła ze zdziwieniem. Najgłośniej bił Thomas. Uśmiechnąłem się. Wziął mnie w ramiona.
- Byłeś świetny.
Chwilę potem karetka zabrała chłopaka do szpitala, a ja mogłem wrócić do domu i się przebrać.
Tak, tak wiem. Wyszło okropnie, beznadziejnie i jeszcze inne słowa, które wyleciały mi z głowy. Następny będzie lepszy- obiecuję!
Wspaniała pani od fizyki poddała mi pomysł z utopieniem chłopaka. Jakie to miłe!
- A nie mieliśmy iść?- zapytał Thomas.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
Śmiech... Kiedy ja ostatni raz się śmiałem? Dwa... Trzy... Cztery miesiące temu? Wydaje się to być tak odległe. A wystarczył tylko on. Thomas, który zawsze był i zawsze mnie wspierał. Odwróciłem się do niego z ulgą i wdzięcznością wypisaną na twarzy. Uśmiechnął się. Jak dobrze mieć go przy sobie!
W końcu ruszyliśmy po parku. Fulpmes zimą było przepiękne! Wszędzie leżała gruba warstwa śniegu i lodu. Wokół nas skakały płatki śniegu tworząc nowe zaspy śnieżne. Powoli zapalały się latarnie sprawiając miasto jeszcze piękniejsze niż dotychczas. Zdałem sobie sprawę, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Dotarliśmy na górkę, z której widać było całe miasto. Usiedliśmy na zimnym śniegu, ignorując fakt, że się przeziębimy. Sportowcy są przyzwyczajeni do ciężkich warunków. Teraz liczyło się tylko to, że mogłem podziwiać moje miasto u boku najwspanialszego przyjaciela, jakiego świat widział. Mogłem wspominać chwile kiedy razem odkryliśmy to miejsce, kiedy leżeliśmy tu w wiosnę snując plany na swoje życie, opowiadając sobie przerażające historie kiedy rozbiliśmy tutaj biwak. Uśmiechnąłem się do swoich wspomnień. Wiem, że Morgi też się uśmiechał. Odwróciłem się do niego.
- Dobrze mieć takiego przyjaciela jak ty, dziękuje.
- Przestań- zmieszał się.- Ty na moim miejscu zrobiłbyś to samo.
- Kocham twoją skromność, wiesz?
Powiedziawszy to wybuchnąłem śmiechem. Morgi zawtórował mi i śmialiśmy się tak jeszcze dłuższy czas.
- Nie uważasz, że strasznie zimno w tyłek?- zapytał kiedy leżeliśmy wpatrując się w gwiazdy.
- Idziemy?- zapytałem odwracając głowę w jego kierunku.
Jak na komendę zerwaliśmy się z ziemi i zaczęliśmy zbiegać z góry. Thomas przewalił się, a ja na niego.
- Ała! Moja głowa- jęknął.
- Wstawaj, bracie- powiedziałem wyciągając do niego rękę.
Powoli do włóczyliśmy się do mojego domu. Tam zrobiłem nam herbatę i usiedliśmy obok siebie na kanapie.
- Ściągaj te mokre ciuchy- rzuciłem do przyjaciela.
- A mogę zostać na noc, bracie? Bo łeb mi pęka- powiedział patrząc na mnie błagalnie.
- Dla ciebie wszystko.
- Bracie- dodał po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
W końcu jednak uspokoiliśmy się i przestaliśmy się śmiać. Oglądając film zasnęliśmy na kanapie.
Następnego dnia ponownie wyszliśmy na spacer. Tym razem było to południe. Zjedliśmy śniadanie przygotowane przez Mistrza Morgensterna i ubraliśmy ciepłe kurtki. Tym razem ruszyliśmy w stronę stawu. Z daleka zobaczyliśmy dużą grupkę ludzi pokazujących palcami na jezioro. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem to, co oni. Topiącego się człowieka. Razem z Morgim rzuciliśmy się biegiem w tamtą stronę.
Bez zastanowienia zostawiłem Thomasa na lądzie i zacząłem czołgać się po lodzie. Cierpliwie przesuwałem rękę za ręką, nogę za nogą. W końcu po czasie, który wydał mi się być wiecznością, dotarłem do topiącego się chłopaka. Powoli wyciągnąłem go spod lodu i wycofałem się.
Na brzegu Morgi pomógł mi wejść na brzeg razem z chłopakiem. Po chwili zauważyłem, że chłopak jest nieprzytomny więc zacząłem reanimację. Dobrze, że jeszcze coś zostało mi w głowie z tej pierwszej pomocy. Po chwili chłopak zaczął wypluwać wodę i krztusić się. Żył. Odetchnąłem z ulgą, a wtedy wokół rozległy się brawa. Rozejrzałem się dookoła ze zdziwieniem. Najgłośniej bił Thomas. Uśmiechnąłem się. Wziął mnie w ramiona.
- Byłeś świetny.
Chwilę potem karetka zabrała chłopaka do szpitala, a ja mogłem wrócić do domu i się przebrać.
Tak, tak wiem. Wyszło okropnie, beznadziejnie i jeszcze inne słowa, które wyleciały mi z głowy. Następny będzie lepszy- obiecuję!
Wspaniała pani od fizyki poddała mi pomysł z utopieniem chłopaka. Jakie to miłe!
wtorek, 7 stycznia 2014
Pierwszy, w którym postanawia żyć dalej
Obudziłem się z bólem głowy i mdłościami. Przesadziłem. I wiedziałem o tym. Powoli zwlokłem się z łóżka, ale mdłości się nasiliły. Pobiegłem do łazienki. Kiedy skończyłem postanowiłem się ogarnąć. Wziąłem prysznic, zjadłem śniadanie i ubrałem się.
A potem znowu położyłem się do łóżka. Po suficie chodził pająk. Mały i bezbronny. Przez chwilę przyglądałem się jak przebiera swoimi małymi nóżkami i buduje sieć na suficie. Był lepszy ode mnie. Ja tylko leżałem i użalałem się nad sobą, a on wciąż walczył o przetrwanie. Zdenerwowałem się i zepchnąłem go z sufitu.
Miałem dosyć tych myśli. Od kilku dni wciąż kłębiły mi się w głowie. Że powinienem wstać, że za długo już tak leżę. Że powinienem przestać użalać się nad sobą. Że powinienem żyć.
"- Przestań narzekać- zganiłem się w myślach.- Wiele ludzi ma gorzej od ciebie. Niektórzy nie mają co jeść, nie mają gdzie spać, a ty użalasz się nad sobą jakbyś był opuszczony przez cały świat."
Nie była to prawda. Wielu przyjaciół, wiele krewnych chciało mi pomóc. Ale ja nie chciałem ich pomocy. Nie potrzebowałem ich.
"- Jasne, że potrzebujesz głupcze! Sam nigdy się nie podniesiesz. Będziesz płakał nad swoim losem aż sam zginiesz!"- odezwał się gdzieś w głębi cienki głosik.
"- Wcale nie!- zaprzeczyłem sam sobie, chociaż znałem prawdę.- Straciłem matkę. Nie mam nikogo więcej. Ona była najważniejsza"
"- Jasne, a ci wszyscy, którzy tu przychodzili? Myślisz, że im na tobie nie zależy? Przynajmniej jeden twój przyjaciel wciąż próbuje. Inni chyba stracili nadzieję. Z resztą jak ty"- głosik znowu się odezwał.
Poderwałem się z łóżka i zacząłem ciężko oddychać. Nawet w spokoju nie można poleżeć, bo jakiś mądrala odzywa się w tobie. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Z irytacją poszedłem do drzwi. Nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać. Otworzyłem drzwi z zamachem.
Tak jak myślałem. W drzwiach stał On. Thomas Morgenstern. Mój najlepszy przyjaciel ze skoczni. Tylko on jeden wciąż przychodził i był ze mną. Nie obchodziło go co mówię i myślę, on po prostu był.
Przepuściłem go w drzwiach. Wszedł i rozgościł się. Zdjął kurtkę, buty i nalał sobie szklankę wody. Potem usiadł koło mnie na kanapie. Nie odzywał się. Tak właśnie spędzaliśmy czas. Potrafił siedzieć obok mnie przez cały dzień i... milczeć. Nie irytował mnie. Po prostu był. Jak na dobrego kumpla przystało.
Rozejrzał się dookoła. Moje oczy powędrowały za jego wzrokiem.
- Musimy posprzątać- powiedział tylko i wstał z kanapy.
I nagle zrobiło mi się wstyd. Wszędzie leżały butelki po piwie, winie, opakowania po mrożonkach i puszki po konserwach. Wziął jedną i odwrócił się ze zdziwieniem na twarzy.
- Tym się teraz żywisz? Trzeba zrobić ci porządny obiad.
I nagle wziął do ręki torbę, z którą przyszedł, a której ja nie zauważyłem. W milczeniu wyciągał z niej przyprawy, warzywa, kurczaka i sosy. Nie przestawał mnie zadziwiać. Bo niby skąd on wiedział, że będę potrzebował obiadu? Chociaż chyba każdy o tym wiedział. A Thomas tym bardziej.
Kiedy w końcu skończyliśmy z przygotowywaniem i jedzeniem ponownie usiedliśmy na kanapie.
A potem Thomas złamał zakaz, który mu dałem. Zaczął mówić o skokach. O chłopakach, którzy tęsknią, ale cieszą się, że mogą się wykazać, o fankach, które wciąż mnie szukają, o trenerze, który się niepokoi. Mówił o świetnej formie Polaków, o Thomasie Dietharcie, który ostatnio coraz lepiej sobie radzi, a potem o sobie. A kiedy mówił poczułem się jakbym tam był. Jakbym to ja stawał na podium obok przyjaciela, Ammanna i Thomasa. I chyba w końcu poczułem się odprężony.
- No i wiesz, wygrał cały Turniej Czterech Skoczni. Ma chłopak szczęście- mówił Thomas uśmiechając się.
- Morgi?- zapytałem z nutą niepewności w głosie. Chyba ją wyczuł. Spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.- Chciałbyś się przejść?
Przez chwilę pozostawał w lekkim szoku, jednak po chwili uśmiechnął się szeroko i poderwał z kanapy. Chwilę potem usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. No tak... Morgi tak się zaangażował, że rozwalił mój jedyny kieliszek. Spojrzał na mnie z winą w oczach. Roześmiałem się.
- Chodź! Potem to posprzątam.
I kolejna rzecz, która mnie zadziwiła. Szybko założyłem buty i kurtkę i zamknąłem drzwi. Prawie że wybiegłem z bloku. To było to. Poczułem zimny powiew wiatru na twarzy. Dlaczego ja wcześniej tego nie zrobiłem?
I udało mi się coś naskrobać. Nasi Polacy lecieli ładnie, ale w pierwszej serii. Ale i tak ładnie się spisali <3 I chyba nie wyszło takie krótkie.
A potem znowu położyłem się do łóżka. Po suficie chodził pająk. Mały i bezbronny. Przez chwilę przyglądałem się jak przebiera swoimi małymi nóżkami i buduje sieć na suficie. Był lepszy ode mnie. Ja tylko leżałem i użalałem się nad sobą, a on wciąż walczył o przetrwanie. Zdenerwowałem się i zepchnąłem go z sufitu.
Miałem dosyć tych myśli. Od kilku dni wciąż kłębiły mi się w głowie. Że powinienem wstać, że za długo już tak leżę. Że powinienem przestać użalać się nad sobą. Że powinienem żyć.
"- Przestań narzekać- zganiłem się w myślach.- Wiele ludzi ma gorzej od ciebie. Niektórzy nie mają co jeść, nie mają gdzie spać, a ty użalasz się nad sobą jakbyś był opuszczony przez cały świat."
Nie była to prawda. Wielu przyjaciół, wiele krewnych chciało mi pomóc. Ale ja nie chciałem ich pomocy. Nie potrzebowałem ich.
"- Jasne, że potrzebujesz głupcze! Sam nigdy się nie podniesiesz. Będziesz płakał nad swoim losem aż sam zginiesz!"- odezwał się gdzieś w głębi cienki głosik.
"- Wcale nie!- zaprzeczyłem sam sobie, chociaż znałem prawdę.- Straciłem matkę. Nie mam nikogo więcej. Ona była najważniejsza"
"- Jasne, a ci wszyscy, którzy tu przychodzili? Myślisz, że im na tobie nie zależy? Przynajmniej jeden twój przyjaciel wciąż próbuje. Inni chyba stracili nadzieję. Z resztą jak ty"- głosik znowu się odezwał.
Poderwałem się z łóżka i zacząłem ciężko oddychać. Nawet w spokoju nie można poleżeć, bo jakiś mądrala odzywa się w tobie. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Z irytacją poszedłem do drzwi. Nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać. Otworzyłem drzwi z zamachem.
Tak jak myślałem. W drzwiach stał On. Thomas Morgenstern. Mój najlepszy przyjaciel ze skoczni. Tylko on jeden wciąż przychodził i był ze mną. Nie obchodziło go co mówię i myślę, on po prostu był.
Przepuściłem go w drzwiach. Wszedł i rozgościł się. Zdjął kurtkę, buty i nalał sobie szklankę wody. Potem usiadł koło mnie na kanapie. Nie odzywał się. Tak właśnie spędzaliśmy czas. Potrafił siedzieć obok mnie przez cały dzień i... milczeć. Nie irytował mnie. Po prostu był. Jak na dobrego kumpla przystało.
Rozejrzał się dookoła. Moje oczy powędrowały za jego wzrokiem.
- Musimy posprzątać- powiedział tylko i wstał z kanapy.
I nagle zrobiło mi się wstyd. Wszędzie leżały butelki po piwie, winie, opakowania po mrożonkach i puszki po konserwach. Wziął jedną i odwrócił się ze zdziwieniem na twarzy.
- Tym się teraz żywisz? Trzeba zrobić ci porządny obiad.
I nagle wziął do ręki torbę, z którą przyszedł, a której ja nie zauważyłem. W milczeniu wyciągał z niej przyprawy, warzywa, kurczaka i sosy. Nie przestawał mnie zadziwiać. Bo niby skąd on wiedział, że będę potrzebował obiadu? Chociaż chyba każdy o tym wiedział. A Thomas tym bardziej.
Kiedy w końcu skończyliśmy z przygotowywaniem i jedzeniem ponownie usiedliśmy na kanapie.
A potem Thomas złamał zakaz, który mu dałem. Zaczął mówić o skokach. O chłopakach, którzy tęsknią, ale cieszą się, że mogą się wykazać, o fankach, które wciąż mnie szukają, o trenerze, który się niepokoi. Mówił o świetnej formie Polaków, o Thomasie Dietharcie, który ostatnio coraz lepiej sobie radzi, a potem o sobie. A kiedy mówił poczułem się jakbym tam był. Jakbym to ja stawał na podium obok przyjaciela, Ammanna i Thomasa. I chyba w końcu poczułem się odprężony.
- No i wiesz, wygrał cały Turniej Czterech Skoczni. Ma chłopak szczęście- mówił Thomas uśmiechając się.
- Morgi?- zapytałem z nutą niepewności w głosie. Chyba ją wyczuł. Spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.- Chciałbyś się przejść?
Przez chwilę pozostawał w lekkim szoku, jednak po chwili uśmiechnął się szeroko i poderwał z kanapy. Chwilę potem usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. No tak... Morgi tak się zaangażował, że rozwalił mój jedyny kieliszek. Spojrzał na mnie z winą w oczach. Roześmiałem się.
- Chodź! Potem to posprzątam.
I kolejna rzecz, która mnie zadziwiła. Szybko założyłem buty i kurtkę i zamknąłem drzwi. Prawie że wybiegłem z bloku. To było to. Poczułem zimny powiew wiatru na twarzy. Dlaczego ja wcześniej tego nie zrobiłem?
I udało mi się coś naskrobać. Nasi Polacy lecieli ładnie, ale w pierwszej serii. Ale i tak ładnie się spisali <3 I chyba nie wyszło takie krótkie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)